Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, na polskiej scenie politycznej zaroiło się od nowych inicjatyw politycznych. Ich twórcy liczyli na to, że sprzyjająca małym ugrupowaniom ordynacja wyborcza i niska frekwencja w poprzednich latach, a co za tym idzie stosunkowo niewielka liczba głosów potrzebna do uzyskania mandatów, ułatwią im przebicie się. W wyborach europejskich, przy podziale mandatów brane są pod uwagę komitety, które w skali kraju przekroczą 5-procentowy próg wyborczy. W 2014 r., przy frekwencji 23,83 proc., wystarczyło około pół miliona głosów w skali kraju, by liczyć się w rozdaniu. Powstałe niedawno nowe partie miały spore ambicje, ale niektórzy twarde zderzenie z rzeczywistością zaliczyli zanim jeszcze nadszedł dzień testu przy urnie. Trzej debiutanci nie zdołali nawet zarejestrować list we wszystkich okręgach. Oznacza to, że realnie nie liczą się w walce o głosy. Ostatecznie jeden z nich wycofał się całkowicie z udziału w wyborach na ostatniej prostej. Kim są? Co mają do zaoferowania wyborcom? Antyunijny PolEXIT Tylko w dwóch okręgach: małopolsko-świętokrzyskim i podkarpackim, o głosy walczy PolEXIT. Jak już sama nazwa wskazuje - jego głównym postulatem "jest wyprowadzenie Polski z Unii Europejskiej". Partia została wpisane do ewidencji partii politycznych w marcu tego roku. Jej założycielem i prezesem jest Stanisław Żółtek, były wiceprezydent Krakowa i wieloletni działacz partii Janusza Korwina-Mikkego. W 2014 r. uzyskał mandat do Parlamentu Europejskiego z list Kongresu Nowej Prawicy. Żółtek powtarza hasła o suwerennej Rzeczpospolitej, odbiurokratyzowaniu państwa i ograniczeniu do minimum przepisów prawa regulujących życie obywateli, dobrze znane od lat w tym środowisku. Unię Europejską nazywa "krwiopijcą", a jej struktury "socjalistycznymi". Uważa, że jeśli wyjdzie z niej więcej państw, to będą mogły one później założyć nową wspólnotę na nowych zasadach. "Moim motywem jest rozbicie istniejącej Unii Europejskiej i stworzenie jej od nowa w kształcie jakim miała być - tj. Europa suwerennych krajów ze swobodnym przepływem towarów usług, idei i ludzi, bez centralnej władzy nad nimi jaką dzisiaj ma Komisja Europejska" - mówi, pytany o motywacje do startu w zbliżających się wyborach. Według lidera PolEXIT-u, na decyzję o powołaniu do życia partii miało wpłynąć między innymi rozporządzenie, według którego unijne dotacje dla krajów członkowskich będą uzależnione od przestrzegania praworządności w rozumieniu europejskim. "Jeśli wejdzie ono w życie, a jest już blisko, całkowicie stracimy suwerenność, decydować o nas będą inne państwa. To okupacja" - stwierdził w rozmowie z "Dziennikiem Polskim". Polska Fair Play Obietnicą wzbogacenia się obywateli próbuje do siebie przekonać Robert Gwiazdowski, znany ekonomista i komentator. "Polska musi być bogata. Żeby była bogata, musi mieć bogatych obywateli. Żeby obywatele mogli się bogacić, państwo nie może im przeszkadzać, ja nie będę przeszkadzać" - mówił pod koniec stycznia, ogłaszając powstanie inicjatywy Polska Fair Play. Gwiazdowski postuluje likwidację podatku PIT oraz składek na ZUS i NFZ. "Dzięki obniżeniu podatków sprawimy, że Polakom zostanie w kieszeni większa część ich pensji. Mówimy o wielkościach rzędu ponad 20 proc. obecnej wypłaty. Czyli, jeżeli ktoś dziś dostaje trzy tysiące złotych na rękę, dostanie ponad 3,7 tys. zł" - tłumaczył w rozmowie z "Faktem". Polska Fair Play chciałaby także przeprowadzić rewolucję w emeryturach. Przyszli emeryci mieliby otrzymywać emeryturę obywatelską - równą dla wszystkich. Gwiazdowski nie kryje również swojego niezadowolenia z kształtu obecnej UE, ale nie zamierza Polski z niej wyprowadzać. "Gdy ostatni raz byłem przy urnie w roku 2003, głosowałem za przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej, ale to co zrobili politycy Unii Europejskiej razem z polskimi politykami funkcjonującymi w UE, to nie jest to na co się umawialiśmy. To miała być Europa swobodnego przepływu kapitału, towarów, usług oraz ludzi, a stała się nie Unią Europejską tylko Unią eurokratyczną. Niektórzy twierdzą, że trzeba ją zniszczyć z niej wychodząc. My uważamy, że nie należy jej niszczyć, że miejsce Polski jest w Europie, ale należy wrócić do korzeni" - przekonuje. Inicjatywę poparli Bezpartyjni Samorządowcy (którzy uzyskali całkiem dobry wynik w wyborach samorządowych) oraz działacze organizacji pozarządowych, ale wśród kandydatów zabrakło znanych twarzy. Twórca partii nie ukrywa, że wybory do PE mają być testem dla jego pomysłu. "W tych wyborach liczymy głosy, nie mandaty, więc nie musimy tworzyć żadnych koalicji. Jak przekroczymy próg wyborczy, to wtedy mogę powiedzieć, że wystartujemy do parlamentu polskiego" - zapowiedział. Partia ostatecznie wystawia swoje listy tylko w sześciu okręgach: pomorskim, warszawskim, warszawskim "obwarzanku", lubelskim, małopolsko-świętokrzyskim oraz śląskim. Falstart Ruchu Prawdziwa Europa Tydzień przed wyborami z kandydowania całkiem wycofał się kojarzony ze środowiskiem Radia Maryja i Telewizji Trwam Ruch Prawdziwa Europa - Europa Christi. Wcześniej zarejestrował listy tylko w okręgach małopolsko-świętokrzyskim i lubelskim. "Podjęliśmy taką decyzję w związku z tym, że nie ma szans na osiągnięcie progu wyborczego w całym kraju, bo potrzeba jest uzyskania 5 proc" - przyznał twórca inicjatywy europoseł Mirosław Piotrowski. Na decyzji zaważył też konflikt z Prawicą RP, z którą Ruch tworzył sojusz, ale finalnie jej kandydaci zdecydowali się na start wraz z innymi komitetami. Mieszkańcy województwa lubelskiego zobaczą jednak ten komitet na karcie do głosowania, którą otrzymają 26 maja. Lista została bowiem unieważniona już po druku kart. W związku z tym w dniu głosowania będą informowani przez członków komisji wyborczych, by nie uwzględniali jej przy głosowaniu. W lokalach będą też zamieszczone obwieszczenia w tej sprawie. Zamieszania nie będzie w Małopolsce i Świętokrzyskiem - tam lista została unieważniona jeszcze przed drukiem kart. O inicjatywie Piotrowskiego zrobiło się głośno, bo jej powstanie wiązano z ambicjami politycznymi o. Tadeusza Rydzyka, a wśród potencjalnych kandydatów wymieniani byli Antoni Macierewicz czy Jan Szyszko. Mówiło się, że ma to być forma nacisku na PiS przy układaniu list wyborczych. Dyrektor Radia Maryja odżegnywał się jednak oficjalnie od powiązania z partią, a tym, którzy nazywali je "partią Rydzyka", groził pozwami. Głównym celem powstania partii miała być odbudowa chrześcijańskiego myślenia w Europie, w duchu postulatów ruchu Europa Christi. Na sztandary wzięła też hasła "Europy bez moralnego chaosu i promocji LGBT+" oraz "Europy bez armii biurokratów, nonsensownych dyrektyw i absurdów". Ugrupowanie opowiada się za "umocnieniem roli rodziny, ochroną życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci oraz promowaniem ‘kultury i cywilizacji życia’".Trudna sytuacja Lewicy Razem W trudnej sytuacji jest też Lewica Razem, choć ten komitet akurat zarejestrował listy we wszystkich okręgach. Sondaże nie dają mu jednak większych nadziei na przekroczenie progu wyborczego. Trzonem koalicji jest partia Razem, która stanowczo odrzuciła możliwość wejścia do Koalicji Europejskiej, tak jak to zrobił SLD i Zieloni, i nie dogadała się z Wiosną Roberta Biedronia. Razem wspierają marginalne partyjki jak Unia Pracy czy Ruch Sprawiedliwości Społecznej Piotra Ikonowicza. Komitet obiecuje inwestowanie, w zamian za publiczne udziały w zyskach, w "duże, europejskie koncerny" i zapowiada powstanie "europejskiego Google’a w Warszawie". Zapowiada "zieloną transformację", i "dążenie do zmiany prawa patentowego, by obniżyć ceny produkcji leków". Obiecują też "ujednolicenie w UE podatków od zysków kapitałowych oraz wprowadzenie podatku od transakcji finansowych, by ograniczyć spekulacje" oraz "doprowadzenie do likwidacji rajów podatkowych w UE". Lewica Razem chciałaby również wprowadzić europejską płacę minimalną, skrócić czas pracy w całej UE do 35 godzin tygodniowo oraz wprowadzić 35 dni płatnego urlopu rocznie. Wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się w najbliższą niedzielę, 26 maja.