Jak pisze dzisiejsza "Rzeczpospolita", komisje udadzą się m.in. do Nigerii i Mongolii, gdzie zamierza głosować po jednym obywatelu Węgier. Każda taka wyprawa to 862 tys. forintów, czyli ok. 16 tys. złotych. Węgierskie media podkreślają, że komisja może powrócić z takiej wyprawy może powrócić z pustymi rękami, bo uprawniony do głosowania nie mają obowiązku zgłaszać się do urn. Zamieszanie wynika ze zmian w prawie wyborczym, przeforsowanych przez prawicową partię Fidesz. Do tej pory w komisjach poza granicami Węgier mogli zasiadać pracownicy placówek dyplomatycznych, ale politycy Fideszu obawiali się o ich bezstronność.