W czwartek w okolicach miejscowości Nionoksa w obwodzie archangielskim doszło do wybuchu. Początkowo władze uspokajały, że sprawa nie jest poważna. Jednak tego samego dnia na stronie internetowej pobliskiego miasta Siewierodwińsk na krótko pojawiło się ostrzeżenie o podwyższonym poziomie promieniowania radioaktywnego. W Moskwie natomiast karetki z oknami osłoniętymi polietylenem transportowały przywiezionych samolotami z północy pacjentów. Ratownicy mieli na sobie kombinezony ochrony chemicznej - podaje Wyborcza.pl. Kolejne tropy eksplozji jądrowej Rosyjska Państwowa Korporacja Energetyki Jądrowej (Rosatom) poinformowała w sobotę, że w czasie prób nieokreślonego silnika rakietowego zginęło pięciu specjalistów z Instytutu Naukowo-Badawczego w Sarowie, gdzie konstruuje się nowe rodzaje broni jądrowej. Jak podała w niedzielę rano agencja TASS, Rosatom oświadczył, że "czwartkowy wypadek w pobliżu Siewierodwińska miał miejsce podczas testowania pocisku na platformie morskiej". W komunikacie, w którym powołuje się na oświadczenie państwowej korporacji, rosyjska agencja pisze: "Na platformie morskiej odbywały się testy rakietowe. Po zakończeniu testów nastąpiło zapalenie paliwa rakietowego z dalszą detonacją." W trakcie wypadku do morza wpadło kilku pracowników. "Istniała nadzieja na ich odnalezienie. Poszukiwania trwały dopóki były nadzieje na znalezienie ocalałych. Następnie ogłoszona została śmierć pięciu pracowników Rosatom, zajmujących się zadaniami związanymi ze źródłem energii izotopów radioaktywnych" - poinformował Rosatom. TASS dodaje, że troje pracowników przebywa w szpitalu. "Tacy eksperci [z Instytutu Naukowo-Badawczego w Sarowie - przyp. red] nie braliby udziału w testach pocisku o napędzie konwencjonalnym" - czytamy na portalu "Wyborczej".Ponadto amerykański specjalista Jeff Lewis zidentyfikował na zdjęciach satelitarnych z obszaru, na którym doszło do eksplozji, okręt "Sieriebrianka". Lewis, który pracuje w ośrodku Middlebury Institute of International Studies w Monterey, jest ekspertem w sprawach nierozprzestrzeniania broni atomowej. Okręt, który namierzył, służy do transportu paliwa jądrowego i - jak podaje naukowiec - "był używany zeszłego lata podczas prób odzyskania rozbitej SSC-X-9" [oznaczenie NATO rakiety zwanej 'Buriewiestnik' - przyp. red.]. We wpisie na Twitterze Lewis zasugerował powiązanie obecności statku z czwartkowym wybuchem. Władze: Promieniowanie nie wzrosło Rosja zaprzecza, jakoby promieniowanie w okolicach eksplozji miało wzrosnąć. Greenpeace twierdzi jednak, że poziom promieniowania w tamtym rejonie przekroczył normę nawet 20-krotnie. Powołuje się przy tym na dane ministerstwa ds. sytuacji nadzwyczajnych Jak po Czarnobylu? W sobotę rosyjskie władze przyznały, że w wypadku uczestniczyła "instalacja z izotopowymi źródłami promieniowania radioaktywnego". "To przypomina wydarzenia z 1986 r., kiedy w pierwszych komunikatach o tragedii mowa była o 'awarii z odrzuceniem fragmentów poza teren elektrowni', jak oficjalne agencje nazywały eksplozję reaktora" - pisze Wyborcza.pl. Gazeta zaznacza, że podobnie jak po katastrofie w Czarnobylu, i tym razem w sprawie panuje "atmosfera kłamstw i przemilczeń". Cudowna broń Putina Buriewiestnik (dosł. "zwiastun burzy", również nazwa ptaka - petrela) to rakieta, którą Władimir Putin straszył świat w swoim dorocznym orędziu do Zgromadzenia Federalnego 1 marca 2018 roku. Prezydent Rosji wytknął wtedy Zachodowi, że jego przywódcy lekceważyli i nie słuchali Rosji, a następnie na wielkich ekranach pokazał animacje przedstawiające rosyjskie uzbrojenie, mówiąc: "No to teraz posłuchajcie". Putin zapewniał, że pocisk może tygodniami krążyć nisko nad ziemią i ostatecznie dotrzeć do każdego celu na świecie. Jak podaje Wyborcza.pl, próby budowy rakiety z napędem jądrowym pojawiły się w Związku Radzieckim, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, już w latach 60. Sowieccy przywódcy doszli jednak do wniosku, że taka rakieta byłaby zbyt zawodna i niebezpieczna również dla samego ZSRR, dlatego projekt zarzucono. AK