Za granicą głosowanie rozpoczęto wcześniej. Jako pierwsi karty do urn wrzucili Irakijczycy mieszkający w Australii. Potem lokale otwarto w kolejnych strefach czasowych: w Iranie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Jordanii, Syrii, Turcji, Danii, Francji, Niemczech, Holandii, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Kanadzie i USA. W Polsce nie zorganizowano głosowania - polscy Irakijczycy mogą głosować w Berlinie. W Damaszku 77-letni Ibrahim Ali Saleh powiedział AFP, że jest bardzo szczęśliwy z rozpisania wyborów, "które są czymś jedynym w swoim rodzaju na Bliskim Wschodzie". W Londynie do południa głosowało tysiąc osób. AFP pisze, że odbywało się to w atmosferze prawdziwego święta - z tańcami, okrzykami radości i śpiewami. - Oszalałem z radości, byłem tak podekscytowany, że całą noc nie mogłem zasnąć - powiedział Eman al-Kati. Susan Abraham z kolei podkreśliła, że zgodnie, "w duchu jedności", głosują przedstawiciele różnych irackich grup etnicznych i religijnych. Ona sama straciła z rąk oprawców Saddama Husajna dziewięciu członków rodziny i siedmioro przyjaciół. W całej Wielkiej Brytanii na listy wyborcze wpisało się 31 tys. Irakijczyków. W Sydney Kassim Abood, który zajmował się organizacją wyborów, powiedział, że Irakijczycy niemal noszą go na rękach. - Przychodzą ze mną porozmawiać, ściskają mnie, całują i mi gratulują. To cudowne - powiedział. - Myślę, że Irakijczycy są dzisiaj dumni. Na listy w punktach wyborczych za granicą wpisało się 280 tys. Irakijczyków, czyli mniej więcej jedna czwarta wszystkich emigrantów. Udział w głosowaniu wymagał od nich dwukrotnej wizyty w lokalu, najczęściej w ambasadzie: raz, by się zapisać, i drugi raz, by wrzucić kartę do urny. Tym komentatorzy tłumaczą względnie niewielkie zainteresowanie wyborami za granicą.