"Dżochar, jeśli żyjesz, oddaj się w ręce policji i błagaj o wybaczenie rodziny ofiar i rannych" - zaapelował w piątek za pośrednictwem amerykańskich mediów wujek 19-letniego Dżochara Carnajewa i jego brata. Ścigany przez policję Dżochar Carnajew jest podejrzany wraz bratem, 26-letnim Tamerlanem, o poniedziałkowe zamachy tuż przy mecie Maratonu Bostońskiego, a także o zabójstwo policjanta na terenie Instytutu Technologicznego Massachusetts (MIT) w nocy z czwartku na piątek. Tamerlan został zabity w piątek rano przez policję. "Ktoś musiał ich zradykalizować, ale na pewno nie mój brat, który całe życie pracował na utrzymanie rodziny, naprawiając samochody" - opowiadał dziennikarzom Ruslan Tsarni. Wywiad z nim na żywo transmitowało kilka stacji telewizyjnych. Na pytanie dziennikarzy o motywacje bratanków powiedział: "To przegrani ludzie, którzy nie są w stanie znaleźć sobie miejsca (w USA) i nienawidzili wszystkich innych, którym się udało". Podkreślił, że choć są "etnicznymi Czeczenami", to podejrzani o zamachy bracia "nie mają nic wspólnego z Czeczenią, nigdy tam nie byli". "Czeczeni są inni - to spokojni ludzie" - przekonywał. Dodał, że bratankowie wychowywali się w Kirgistanie, a jeden z nich urodził się w Dagestanie. "Okryli wstydem naszą rodzinę i cały czeczeński naród, bo każdy teraz wiąże to z Czeczenią" - dodał. Ruslan Tsarni zapewnił, że jego rodzina nie ma nic wspólnego z rodziną Carnajewów, a bratanków widział ostatni raz kilka lat temu, gdy jeszcze byli dziećmi. Poinformował, że przyjechał do USA 10 lat temu, a rodzina Carnajewów przyjechała do Cambridge nieco później; dostali status uchodźców. Zapewniał, że w jego ocenie Ameryka to wspaniały kraj. "Uczę moje dzieci, że to idealne miejsce do życia; kraj, który daje szansę każdemu, by był człowiekiem" - powiedział Tsarni. W Bostonie cały czas trwa obława na drugiego z braci.