Dlaczego te wybory są ważne? W poprzednich latach mało kto zwracał uwagę na wybory w Holandii. Tym razem jest inaczej. Wszystko przez Geerta Wildersa, prawicowego i antyislamskiego lidera Partii na rzecz Wolności.Od kilku miesięcy sondaże dają mu spore szanse na sukces. Komentatorzy podkreślają jednak, że mimo ewentualnego zwycięstwa, nie będzie w stanie utworzyć samodzielnie rządu. Inne ugrupowania nie wyobrażają sobie wejścia z nim w koalicję. Po Brexicie i wygranej Donalda Trumpa, triumf Wildersa może być postrzegany jako element postępującego przetasowania politycznego i radykalizacji nastrojów społecznych. Część obserwatorów jest zdania, że od wyniku wyborów w Holandii, a potem we Francji i Niemczech, zależy przyszłość Unii Europejskiej. Kim są główni gracze? Geert Wilders został okrzyknięty "holenderskim Trumpem". Sławę na arenie międzynarodowej zyskał w 2008 r., po publikacji kontrowersyjnego filmu "Fitna", w którym zestawiono ze sobą następstwa ataków terrorystycznych z wersetami Koranu. Jako lider skrajnie prawicowej Partii na rzecz Wolności, Wilders chce zatrzymania migracji z krajów muzułmańskich, zamknięcia meczetów, zakazu noszenia burek oraz zamknięcia w więzieniach radykalnych muzułmanów. Zapowiada referendum w sprawie członkostwa Holandii w Unii Europejskiej. Kampanię wyborczą rozpoczął na przedmieściach Rotterdamu, obiecując, że jak wygra to pozbędzie się marokańskich "szumowin", przez które porządni ludzie czują się zagrożeni na ulicach holenderskich miast. Wilders nie przebiera w słowach. Jego wypowiedzi są ostre, często bardzo kontrowersyjne i nie do zaakceptowania dla liberalnego wyborcy. Ale wie, że szokujące zachowanie może przysporzyć mu zwolenników. Liczy, że na fali sukcesu Trumpa, również on sięgnie po władzę. Po drugiej stronie wyborczego ringu stoi Mark Rutte, premier od 2010 r. i lider Partii Ludowej na Rzecz Wolności i Demokracji. Na swoje konto Rutte może zapisać poprawę sytuacji gospodarczej Holandii po kryzysie. W wyborczej walce z Wildersem Rutte nie zdecydował się na obranie skrajnie przeciwnej postawy. Urzędujący premier zdaje sobie sprawę z obecnie panujących nastrojów. W styczniu opublikował list, skierowany do "wszystkich Holendrów", w którym nawoływał do "obrony wartości" przed tymi, którzy nie chcą się zintegrować. Zaapelował do nich, by "zachowywali się normalnie albo wyjechali". Tło dla głównych graczy Oprócz dwóch głównych graczy w wyborach startują następujące partie, na czele ze swoimi liderami:- Lodewijk Asscher z Partii Pracy, - Emile Roemer z Partii Socjalistycznej, - Sybrand van Haersma Buma z Apelu Chrześcijańsko-Demokratycznego, - Geert Wilders z prawicowej Partii Wolności, - Alexander Pechtold z ugrupowania Demokraci 66, - Gert-Jan Segers z Unii Chrześcijańskiej, - Jesse Klaver z Zielonej Lewicy, - Kees van der Staaij z Politycznej Partii Protestantów, - Marianne Thieme z Partii na rzecz Zwierząt - Henk Krol z partii 50PLUS. Na czym skupia się kampanijna debata? Imigracja, członkostwo w Unii Europejskiej, przestępczość i bezpieczeństwo to główne tematy, które pojawiły się w czasie kampanii. Wyborcy zainteresowani są też zagadnieniami związanymi z szeroko rozumianymi wolnościami obywatelskimi: prywatnością, kwestiami rasowymi, bezpieczeństwem na ulicach. W przedwyborczych debatach mało było podnoszonych spraw kojarzonych z lewicowymi postulatami, kwestiami socjalnymi. Na ostatniej prostej kampania została nieoczekiwanie zdominowana przez kryzys dyplomatyczny między Holandią i Turcją. Temat ten stał się też jednym z głównych tematów długo wyczekiwanej i ostatniej przez głosowaniem debaty pomiędzy Wildersem i Ruttem. Jak kształtują się przedwyborcze sondaże? Na przełomie roku oddanie głosu na partię Wildersa deklarował co piąty badany. Od tego czasu sytuacja się jednak zmieniła i teraz na prowadzenie wysunęli się liberałowie.Z sondaży wynika, że partia premiera Ruttego może liczyć na 16,6 proc. głosów, tymczasem ugrupowanie Wildersa na 14,3 proc. Wynik nie jest jednak pewny, bo różnica między kilkoma ugrupowaniami zajmującymi czołowe miejsca w sondażach jest na poziomie błędu statystycznego. Kto kogo wybiera? Holenderski parlament, tak jak polski, składa się z dwóch izb. Izba niższa - Tweede Kamer - to odpowiednik naszego Sejmu. To właśnie o miejsca w nim toczy się walka. O mandaty ubiega się 1114 kandydatów z 28 partii politycznych. W liczącej 17 milionów mieszkańców Holandii, wybiera się 150 przedstawicieli. Wybory parlamentarne odbywają się tam co cztery lata. Przedstawiciele do Tweede Kamer wybierani są w głosowaniu powszechnym. Żeby oddać głos, trzeba posiadać holenderskie obywatelstwo oraz ukończone 18 lat. Z kolei zasiadający w drugiej izbie wybierani są przez deputowanych z regionalnych organów przedstawicielskich. Co ciekawe, w Holandii nie obowiązuje próg wyborczy, co jest częstą praktyką w innych państwach europejskich. Skutkuje to sporym rozdrobnieniem. W ustępującej izbie swoje reprezentacje posiada 16 ugrupowań. Zasady wyborcze sprzyjają uzyskaniu mandatów nawet dość osobliwym ugrupowaniom. W izbie obecnej kadencji swoje dwa mandaty ma chociażby partia upominająca się o prawa zwierząt oraz ultrakonserwatywna partia SGP, która postuluje odebranie kobietom prawa do sprawowania urzędów publicznych.