Wyraziła żal, że poparła jego kandydaturę w wyborach prezydenckich cztery lata temu. - Jasno oświadczam, że jestem w opozycji wobec takich urzędników, jak prezydent Ukrainy, prezes Narodowego Banku Ukrainy (NBU, Wołodymyr Stelmach) i wszystkich przestępczych ugrupowań, które ich otaczają - powiedziała na konferencji prasowej w Kijowie. Kolejna wojna na linii Juszczenko-Tymoszenko wybuchła wskutek dramatycznego spadku wartości ukraińskiego pieniądza, hrywny. O ile jeszcze kilka miesięcy temu za 1 dolara płacono 4,5-5 hrywien, to w miniony czwartek żądano za niego aż 10 hrywien. Szefowa rządu oświadczyła, że jest to wynik spekulacji, za którymi stoi NBU i sam prezydent Juszczenko. - Razem z narodem Ukrainy będę walczyć o to, by takich zjawisk (jak spekulowanie walutami) nie było - podkreśliła premier w sobotę. Tymoszenko przyznała jednocześnie, że w 2004 r. popełniła błąd, popierając Juszczenkę w wyborach prezydenckich. - Żałuję, że człowiek, którego wspierałam, przekonując ludzi, iż jest to uczciwy i moralny polityk, zszedł dziś do takiego poziomu, że wstydzę się nawet wymawiać jego nazwisko -oznajmiła. Dzień wcześniej pani premier zaapelowała do Juszczenki, by w związku z sytuacją wokół kursów walut podał się wraz z szefem NBU do dymisji. Spór między Juszczenką i Tymoszenko stał się stałym elementem ukraińskiej polityki, jednak tak otwartego ataku premier na prezydenta dotychczas nie było. Może to oznaczać, że Tymoszenko zdecydowała się już wystąpić przeciwko Juszczence w wyborach prezydenckich, do których dojdzie za rok. Według sondaży, Juszczenko, który będzie najprawdopodobniej ubiegał się o drugą kadencję, nie ma w nich szans. Popiera go zaledwie 5 proc. obywateli. Tymoszenko cieszy się ok. 20-procentowym poparciem. Jarosław Junko