Ścieżka dźwiękowa nagrania, rejestrująca rozmowy załóg śmigłowców Apache ze sobą i z dowództwem, jest pełna wulgaryzmów. Film prezentuje różne drastyczne szczegóły, w tym przejechanie leżących na ulicy zwłok przez amerykański bojowy wóz piechoty Bradley. Film został nakręcony z kokpitu amerykańskiego helikoptera. Widać na nim, jak żołnierze USA strzelają do grupy cywilów oraz osób, które starają się im pomóc. W ataku zginęło 12 osób, m.in. dziennikarz agencji Reuters Namir Nur-Eldin i jego współpracownik oraz kierowca Said Chmagh. Dziennikarz INTERIA.PL: "Wyjeżdżając do Iraku czy Afganistanu jak ognia wystrzegałem się naklejki PRESS, którą powinienem był nosić z przodu i z tyłu kamizelki". Na nagraniu widać Saida idącego z kamerą w ręku oraz innego mężczyznę z aparatem fotograficznym z teleobiektywem. Wyposażenie to - jak dowiadujemy się z rozmów amerykańskich żołnierzy - zostaje wzięte za broń. Wojskowi raportują dowództwu, że widzą grupę cywilów uzbrojoną w AK47 i proszą o zgodę na otwarcie ognia. Po jej uzyskaniu strzelają do grupy. Zobacz wstrząsający film - Popatrzcie na tych martwych drani - mówi jeden z żołnierzy. Po zauważeniu rannego Saida, który próbuje się podnieść, Amerykanie zastanawiają się, czy znów do niego strzelać. - No dalej, stary, musisz tylko podnieść broń - mówi żołnierz. Po kilku minutach na miejsce przyjeżdża furgonetka i znajdujący się w niej ludzie zaczynają zabierać do samochodu rannych. Ta grupa również zostaje ostrzelana. Później do zabitych podjeżdża oddział naziemny. Jeden z pojazdów przejeżdża po zwłokach. W furgonetce żołnierze znajdują dwójkę rannych dzieci. Jeden z nich chce je przewieźć do szpitala w amerykańskiej bazie, jednak dowódca decyduje, że powinny zostać przekazane irackiej policji i przewiezione do irackiego szpitala. - To ich wina, że zabrali dzieci na bitwę - komentują żołnierze. Więcej znajdziesz tutaj W wydanym po "incydencie" oświadczeniu amerykańska armia oświadczyła, że wszyscy zabici to rebelianci. Wojskowi twierdzili, że nie wiedzą, w jaki sposób, ranne zostały dzieci. Od 2007 roku agencja Reutera domagała się ujawnienia nagrania i wyjaśnień, jak doszło do śmierci jej pracowników. Jednak bez skutku. Prowadzone w armii śledztwo wykazało jedynie, że żołnierze działali zgodnie z zasadami prowadzenia konfliktu zbrojnego. Portal WikiLeaks, który opublikował nagranie, twierdzi, że otrzymał je od anonimowych pracowników armii. Zapewnił także, że zweryfikował prawdziwość filmu oraz rozmawiał z osobami, które brały udział w zdarzeniu. Rzecznik amerykańskiej armii Major Shawn Turner wyraził ubolewanie z powodu incydentu, zapewnił jednak, że "został on szybko zbadany i nigdy nie próbowano ukryć żadnych aspektów tamtego zaangażowania". W oświadczeniu przesłanym CNN tłumaczył, że prowadzone po tamtej strzelaninie dochodzenie "wykazało, iż nie było wiedzy o obecności dwóch reporterów, a wszystkie dowody wskazywały, że (żołnierze) atakują uzbrojonych powstańców, a nie ludność cywilną". Według WikiLeaks zamieszczone na ich portalu wideo dowodzi, że pogwałcone zostały amerykańskie zasady prowadzenia walki. - To nagranie pokazuje nam, jak wygląda współczesna wojna - podkreślał na konferencji prasowej Julian Assange z WikiLeaks. - Piloci zachowują się tak, jakby grali w grę komputerową i chcieli uzyskać jak najlepszy wynik. - stwierdza. WikiLeaks prowadzi kampanię na rzecz wolności informacji i zamieszcza w internecie dokumenty, które dostał w wyniku przecieku. Atak Amerykanów - pomyłka? - dołącz do dyskusji na Forum