Takie wnioski płyną z wstępnego raportu Fundacji Batorego, przedstawionego na środowej konferencji prasowej w Warszawie. Dokument ten zostanie przekazany PKW ze wskazaniem przykładów najbardziej rażących przykładów łamania prawa. Z dokumentu wynika, że kandydaci do PE - jak to określił jeden z autorów - "twórczo" podchodzą do ograniczenia prowadzenia kampanii jedynie przez komitety wyborcze i nagminnie wykorzystują pełnienie innych funkcji do prowadzenia kampanii z pominięciem komitetu. Np. Joanna Skrzydlewska z PO promowała swój wizerunek reklamując na billboardach znaną w Łodzi firmę kwiaciarską i pogrzebową należącą do jej rodziny, a Sylwia Pusz (CentroLewica) robiła to samo, prowadząc w wielkopolskiej telewizji program "Strefa mamy". Nagminne okazało się również wykorzystywanie do prowadzenia kampanii wyborczej środków publicznych, funkcji publicznych i rozmaitych publicznych wydarzeń. Autorzy raportu: Adam Sawicki i Marek Solon-Lipiński przytoczyli m.in. przykład Konstantego Miodowicza (PO), który reklamował się na plakatach z hasłem: "Miodowicz - 12 lat służby parlamentarnej", a Ryszard Czarnecki (PiS) na ulicach Torunia i Bydgoszczy rozmieścił billboardy promujące "spotkania europejskie" ze swoim zdjęciem, adresem strony internetowej i hasłem: Lider polskich posłów w Parlamencie Europejskim". Badacze zwrócili przy tym uwagę, że Czarnecki jest obecnie europosłem z okręgu dolnośląskiego (a kandyduje z woj. kujawsko-pomorskiego). Innym przykładem jest unijna komisarz Danuta Huebner, która na jedno ze swoich spotkań przyjechała służbowym samochodem Komisji Europejskiej, z kierowcą. Kandydaci często obejmowali też patronaty nad różnymi akcjami, promując się w ten sposób bez uwzględniania tego typu działań w finansowych sprawdzaniach wyborczych. Z raportu Fundacji Batorego wynika ponadto, że powszechny jest brak oznaczeń materiałów wyborczych poszczególnych kandydatów. I tak np. Sławomir Kopyść (PO) rozwiesił we Włocławku nieoznaczone bannery reklamowe i umieścił nieoznaczoną reklamę w bezpłatnym czasopiśmie "Puls Regionu", a Rafał Trzaskowski (PO) i Paweł Poncyljusz (PiS) umieścili bardzo dużo małych nieoznaczonych plakatów najpierw w Warszawie, a potem w miejscowościach położonych wokół stolicy. Autorzy raportu podkreślili rosnąca rolę internetu w prowadzeniu kampanii wyborczej i wskazali wiele nieprawidłowości występujących również tam (prowadzili codzienny monitoring kilku największych polskich portali i stron internetowych najważniejszych dzienników). Zwrócili przy tym uwagę na trudności w monitorowaniu działalności internetowej ze względu na "nietrwałość" zamieszczanych tam materiałów. Okazało się, że w internecie nie było "tradycyjnej" reklamy internetowej, tzn. bannerów, billboradów czy pop-upów. Natomiast na ogólnopolskich portalach pojawiły się reklamy-linki google, przekierowujące na strony poszczególnych kandydatów. Żadna z nich nie posiadała wymaganych ordynacją wyborczą oznaczeń komitetu wyborczego - podkreślili autorzy projektu. Bardziej agresywną kampanię internetową dało się zaobserwować na stronach mediów lokalnych, również tam brakowało oznaczeń komitetów wyborczych. Powszechne było także wykorzystywanie portali społecznościowych, takich jak Nasza Klasa, Facebook, czy YouTube, co jest bezpłatne, jednak wymaga dużego nakładu czasu i pracy (ponadto trzeba zapłacić za przygotowanie materiałów umieszczanych na YouTube). Powstaje więc pytanie o koszty, tym bardziej, że działalność woluntariuszy jest prawnie ograniczona. Autorzy raportu zwrócili uwagę, że utworzenie strony internetowej - co robiło wielu kandydatów - lub jej modyfikacja - co zrobili inni - wymaga dość dużych nakładów finansowych, tymczasem przewidziane prawem limity wydatków na kampanię wyborczą są niewielkie. Szefowa Programu Przeciw Korupcji Fundacji Batorego Grażyna Kopińska podkreśliła, że wydatki ponoszone w kampanii wyborczej wymagają kontroli, bo finansowane są z publicznych pieniędzy. Natomiast jeśli nie są, to tym bardziej powinno to być wiadome, ponieważ - jak powiedziała - potem politycy muszą się swoim darczyńcom "wypłacać". W rozmowie Kopińska przyznała, że przewidziane w rozporządzeniu ministra finansów 10 mln 300 złotych na kampanię dla komitetu wyborczego wymusza poszukiwanie rozmaitych rozwiązań, nie zawsze zgodnych z prawem. Dodała, że zwłaszcza komitety dużych partii mają małe szanse, żeby zmieścić się w wyznaczonych kwotach. Jej zdaniem najgroźniejszym zjawiskiem jest jednak brak znajomości prawa zarówno wśród samych kandydatów, którzy - jak podkreśliła - mają sami je stanowić, jak i w sztabach wyborczych. Przedstawiony w środę raport jest już trzecim tego typu: pierwszy dotyczył wyborów prezydenckich 2005 roku, następny wyborów lokalnych, a teraz - wyborów europejskie. Raport końcowy dotyczący nieprawidłowości w czasie tegorocznej kampanii wyborczej do PE zostanie opublikowany w grudniu.