Główny kontrkandydat Erdogana, 70-letni były sekretarz generalny Organizacji Współpracy Islamskiej Ekmeleddin Ihsanoglu, zdobył ok. 35 proc. głosów. Był on kandydatem dwóch największych ugrupowań opozycyjnych: socjaldemokratycznej Partii Ludowo-Republikańskiej Republikańskiej (CHP) i Nacjonalistycznej Partii Działania (MHP). Z kolei 41-letni Kurd Selahattin Demirtas, nominowany przez kurdyjską Ludową Partię Demokratyczną (HDP), otrzymał ok. 8 proc. głosów. Były to pierwsze bezpośrednie wybory prezydenckie w Turcji. Wcześniej szefa państwa wyłaniał parlament. Według BBC frekwencja była o wiele niższa, niż się spodziewano, czego powodem mogły być upały lub też fakt, że głosowanie odbywało się w sezonie urlopowym. Agencja AFP podaje, że zdaniem obserwatorów frekwencja wyniosła ok. 70-75 proc. W marcowych wyborach samorządowych do głosowania poszło 89 proc. uprawnionych. Zwycięzca niedzielnych wyborów, 60-letni Erdogan, pozostaje u władzy od marca 2003 roku i nie może ponownie starać się o ten urząd. Przed wyborami Erdogan, szef islamsko-konserwatywnej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), nie ukrywał, że w razie wyborczej wygranej chciałby rozszerzyć zakres władzy głowy państwa, a w tym celu wprowadzić odpowiednie zmiany w konstytucji. Obecnie rola szefa państwa w Turcji jest raczej symboliczna. Erdogan ma szansę na realizację swoich zamierzeń, ponieważ w 2015 r. odbędą się wybory parlamentarne, a jego AKP pozostaje najbardziej popularnym ugrupowaniem w kraju. Od kilku lat, a szczególnie od ubiegłorocznych zamieszek w stambulskim parku Gezi, brutalnie stłumionych przez policję na polecenie premiera, opozycja oskarża Erdogana o skłonności autorytarne. Nie przekłada się to jednak na popularność kierowanego przez niego ugrupowania, ani jego samego. Na ostatnim wiecu przed wyborami Erdogan powtórnie zapowiedział "stworzenie nowej Turcji". W mieście Konya, na południu kraju, w sobotę zapewnił, że podniesie standardy demokratyczne w kraju oraz jego wyniki gospodarcze, by Turcja stała się "światowym liderem i globalną potęgą". "Dla tego narodu nie ma nieosiągalnych marzeń czy nieosiągalnych celów" - mówił. Do udziału w niedzielnych wyborach uprawnionych było blisko 53 mln obywateli.