"Wśród pracowników MSZ są też oficerowie naszej służby" - przyznał Naryszkin, cytowany przez agencję RIA Nowosti. Zaznaczył, że było ich niewielu i odpowiadali za bezpieczeństwo placówek. Wcześniej rzeczniczka amerykańskiego Departamentu Stanu Heather Nauert oświadczyła, że 60 dyplomatów wydalonych w związku ze sprawą Siergieja Skripala z USA to "oficerowie wywiadu działający pod przykryciem dyplomatycznym". Naryszkin stwierdził, że wśród dyplomatów były również "osoby, które oficjalnie występowały jako pracownicy SWR i odpowiadały za kontakty ze służbami specjalnymi tych krajów w tzw. kanale partnerskim". "Cyniczna prowokacja i atmosfera rusofobii" Wydalenie dyplomatów Naryszkin uznał za "brudną i cyniczną prowokację" ze strony grupy państw, które tworzą "atmosferę rusofobii". Rosja, zapowiedział, odpowie "dość twardo". 27 państw zachodnich, w tym USA, Australia i 18 krajów UE, zapowiedziały wydalenie rosyjskich dyplomatów w związku z atakiem na byłego pułkownika rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU i brytyjskiego agenta Siergieja Skripala, o który Londyn oskarża Moskwę. Wcześniej w odpowiedzi na zamach Wielka Brytania wydaliła 23 rosyjskich dyplomatów; taka sama liczba brytyjskich dyplomatów musiała opuścić Rosję. Skripal oraz towarzysząca mu córka Julia 4 marca trafili do szpitala w stanie krytycznym, gdy stracili przytomność w Salisbury w Wielkiej Brytanii. W toku śledztwa, prowadzonego z udziałem m.in. policyjnych sił antyterrorystycznych i wojskowych ekspertów ds. broni chemicznej, odkryto, że do próby otrucia Skripala i jego córki wykorzystano produkowaną w Rosji broń chemiczną typu Nowiczok.