Klaus, jak powszechnie wiadomo, nie jest entuzjastą Unii Europejskiej i najdłużej ze wszystkich głów państw UE zwlekał z podpisaniem Traktatu Lizbońskiego. Po powtórce irlandzkiego referendum, w którym Traktat został przyjęty, po podpisaniu go przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, i zaakceptowaniu przez czeski Trybunał Konsytyucyjny, podpisał go jednak i Klaus. Z ciężkim sercem. - Szanuję decyzję Trybunału, choć nie zgadzam się z nią - mówił czeski prezydent. Petr Hajek, po złożeniu przez pryncypała podpisu, zapowiadał, że prezydent Klaus może zacząć "walkę o suwerenność narodu czeskiego", a jednym ze sposobów takiej walki jest "wyjście z Unii Europejskiej". "Czesi grożą wyjściem z UE", "Europa trzeszczy w szwach", "Praga wychodzi" - cytują "Lidove Noviny" tytuły w rosyjskiej prasie. Traktat Lizboński jest pierwszym unijnym dokumentem, który definiuje sposób wyjścia z Unii Europejskiej. Czy Czesi pójdą tą drogą zaledwnie parę lat po wstąpieniu w unijne struktury? Wątpliwe. Wydaje się, że Vaclav Klaus musiałby w ten sposób uszczęśliwiać swój naród na siłę: zwolenników UE jest w Czechach o wiele więcej, niż jej przeciwników. ZS