Gazeta zauważa, że ustawa przyjęta przez ukraiński parlament 7 września pozbawiła Kijów samorządu, ustanawiając w jego miejsce państwową administrację miejską, której przewodniczącego mianuje prezydent. "Janukowycz podporządkował sobie miasto, którego mieszkańcy konsekwentnie głosowali przeciwko niemu, jego partii i kolesiom, gdzie w 2004 roku w okresie pomarańczowej rewolucji doznał upokorzenia, gdzie jest najwyższa koncentracja zagranicznych dyplomatów, biznesmenów i mediów" - wskazuje "WSJ". "Janukowycz wie, że nie da się kontrolować Ukrainy, jeśli się nie kontroluje Kijowa. Teraz dopiął swego" - dodaje gazeta. Według "WSJ" ukraiński prezydent ma także w kieszeni sądownictwo. 9 września ustąpiło trzech sędziów Sądu Konstytucyjnego, którzy narazili mu się, krytykując jego wyborcze machinacje w przededniu pomarańczowej rewolucji. Można było się spodziewać, że współpracownicy Janukowycza oskarżą sędziów o korupcję, co faktycznie się stało. "Odejście sędziów przekształca i tak już potulny sąd w teatr marionetek do zatwierdzania w ciemno decyzji prezydenta i otwiera jemu oraz jego współpracownikom drogę do dalszych antydemokratycznych posunięć" - uważa "WSJ". "Dobrze to wróży perspektywie realizacji politycznych celów Janukowycza: zwiększenia zakresu władzy prezydenckiej i wydłużenia kadencji na urzędzie na wzór innych postsowieckich autorytarnych państw, takich jak Kazachstan i Rosja" - wyjaśnia gazeta. Realizacja tych planów wymaga też wymuszenia posłuchu wśród intelektualistów, dziennikarzy i kadry profesorskiej. "Sygnał wysyłany przez Janukowycza Ukrainie i światu jest bardzo czytelny: sądownictwo i Kijów są pod butem, wolnomyślicielstwo musi się mieć na baczności. Po zdobyczach demokracji całą naprzód można się przejechać parowym walcem. Ukraińska demokracja może sobie spoczywać w cmentarnej ciszy zanim na dobre okazała swój potencjał" - konkluduje "Wall Street Journal Europe".