Powołując się na zachodnich dyplomatów, "WSJ" pisze, że dwa bataliony najprawdopodobniej przyślą USA, a po jednym Niemcy i Wielka Brytania. Podczas wizyty w Brukseli wiceminister obrony USA Robert Work potwierdził liczebność tych sił i powiedział, że jest to odpowiedź na zwiększoną aktywność Rosjan w rejonie krajów bałtyckich i rosnące tam napięcie. "WSJ" cytuje słowa Worka: "Rosjanie przeprowadzają masę szybkich ćwiczeń tuż przy naszych granicach z udziałem wielu żołnierzy. Z naszej perspektywy możemy twierdzić, że to nad wyraz prowokacyjne zachowanie". Przedstawiciele Rosji wielokrotnie powtarzali, że wzmacnianie ich sił i ćwiczenia to reakcja na rozbudowę sił NATO i agresywne stanowisko wobec Moskwy. W lutym ministrowie obrony krajów członkowskich NATO uzgodnili rozmieszczenie wojska w Europie Wschodniej, choć zdaniem dyplomatów nie sfinalizowano porozumienia co do jego liczebności. Rekomendacje naczelnego dowództwa sił NATO w Europie są obecnie analizowane w brukselskiej siedzibie Sojuszu. Tygodnik "Der Spiegel" napisał w czwartek, że na lipcowym szczycie w Warszawie NATO ma podjąć decyzję o rozlokowaniu stale rotujących wojsk Sojuszu w krajach bałtyckich, Polsce i Rumunii. W każdym z tych krajów ma stacjonować oddział w sile batalionu liczący maksymalnie 1000 żołnierzy. Polska i kraje bałtyckie naciskają na jak największą liczebność wojsk sojuszniczych - pisze "WSJ". USA, Niemcy i Wielka Brytania wskazują, że wzmocnienie sił wojskowych Sojuszu musi być zgodne z warunkami Aktu Stanowiącego NATO-Rosja z 1997 roku, zakazującego permanentnego stacjonowania dużych oddziałów wojskowych na granicach z Rosją. Przedstawiciele NATO mówią, że dokument ten nie określa jednak konkretnej liczby. Cztery bataliony zmieszczą się w limicie; będą to w rejonie krajów bałtyckich siły rotacyjne, a nie stacjonarne. Zdaniem przedstawicieli Rosji NATO uprawia gierki słowne, a jego plany naruszają Akt Stanowiący - informuje amerykański dziennik.