Turcja odwołała wcześniej z tego powodu swych ambasadorów z Waszyngtonu i Sztokholmu. Ostrzegła także, że rezolucje mogą opóźnić postępy w kruchym procesie pojednania między Turcją i Armenią. Zapytany przez turecki oddział BBC, co sądzi o rezolucjach, premier Recep Erdogan odparł: "W naszym kraju żyje obecnie 170 tys. Ormian. Tylko 70 tys. z nich to obywatele tureccy, ale tolerujemy pozostałe 100 tys. W razie potrzeby mogę być zmuszony nakazać tym 100 tys. ludziom powrót do ich kraju, bo to nie są moi obywatele. Nie muszę ich trzymać w swoim kraju". Większość Ormian w Turcji żyje i pracuje w Stambule. Wielu przybyło tu po trzęsieniu ziemi w Armenii w 1988 r. i podjęło nielegalną pracę. Erdogan zarzucił ormiańskiej diasporze, że stoi za wspomnianymi rezolucjami, oraz wezwał Armenię i inne rządy państw obcych, by nie ulegały temu lobby. - Armenia ma przed sobą ważną decyzję. Powinna się uwolnić od przywiązania do diaspory. Każdy kraj, któremu zależy na dobru Armenii, a mianowicie USA, Francja i Rosja, powinny przede wszystkim pomóc Armenii uwolnić się od wpływu diaspory - oznajmił. Parlament Szwecji przyjął 11 marca, wbrew opinii rządu i większością tylko jednego głosu, wniosek uznający za ludobójstwo masakrę Ormian w imperium osmańskim w latach 1914-1915. Podobną rezolucję uchwaliła, nie zważając na apele administracji prezydenta Baracka Obamy, Komisja Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów. Wcześniej ludobójstwo Ormian uznały Francja i Kanada, a także Parlament Europejski. W masakrach i deportacjach Ormian w imperium osmańskim zginęło na początku XX wieku - według źródeł ormiańskich - około 1,5 mln ludzi. Turcja uważa, że ofiar było znacznie mniej - między 250 a 500 tysięcy, i odmawia uznania tych wydarzeń za ludobójstwo.