Obama przedstawił plan "dalekosiężnej" i "energicznej" polityki wobec rozwijającej się rewolucji w świecie arabskim - pisze w komentarzu redakcyjnym "Washington Post". "Prezydent wyraźnie oświadczył, że 'chodzi o politykę USA w celu promowania reform w regionie oraz wspierania przemian na rzecz demokracji'. (Obama) po raz pierwszy otwarcie skrytykował kilku arabskich przywódców (...), którzy represjami odpowiedzieli na żądania zmian" - czytamy w artykule. Dziennik przywołuje m.in. przypadek Syrii. "Obama po raz pierwszy publicznie odniósł się do masakry w Syrii, mówiąc że (przywódca tego kraju) Baszar el-Asad wybrał 'drogę mordowania' i słusznie wzywając do 'poważnego dialogu w celu przyspieszenia demokratycznych zmian'. Jednak sugestia, że Asad wciąż może 'kierować procesem przemian' jest mało wiarygodna" - ocenia waszyngtońska gazeta. "Alternatywa Obamy dla Asada, że powinien 'usunąć się z drogi' powinna być jedyną ofertą" - podkreśla "WP". Gazeta ocenia, że plan amerykańskiej pomocy gospodarczej dla Egiptu i Tunezji "wygląda na konkretny i uzasadniony". "Wydaje się - pisze "WP" - że administracja jest przygotowana, by naciskać na arabskie reżimy, aby przyjęły politykę gospodarczą sprzyjającą sprawdzonej formule wolnego rynku, handlu i prywatnej przedsiębiorczości". "New York Times" w piątkowym komentarzu zatytułowanym "Pokój i zmiana" pisze, że chociaż w swym przemówieniu Obama "nie poszedł wystarczająco daleko, nie proponując zmiany zasad w rozwiązaniu konfliktu izraelsko-palestyńskiego, to obiecał silne poparcie dla narodów pragnących wolności i zdopingował amerykańskich sojuszników, w tym Izrael, by podjęli polityczne ryzyko, które jest kluczowe dla pokojowych zmian i które jest jedynym sposobem na budowanie trwałego pokoju". "NYT" stawia pytanie "jak szybko Waszyngton dostarczy nowym rządom w Egipcie i Tunezji obiecaną pomoc gospodarczą oraz jak mocno Obama chce naciskać na Izrael i Palestyńczyków, aby zaczęli poważne negocjacje pokojowe?". Odnosząc się do poparcia przez Obamę rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego przez utworzenie państwa palestyńskiego w granicach sprzed wojny sześciodniowej z 1967 roku, "NYT" ocenia, że co prawda "język jest nowy, ale nie jest to wielka zmiana w amerykańskiej polityce i nie może się stać kolejną wymówką dla braku działania". "Kiedy Obama spotka się w piątek z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu, musi być nawet bardziej kategoryczny wobec tego, że ciągły impas (w negocjacjach z Palestyńczykami) nie leży w interesie Izraela i jedynie będzie pożywką dla ekstremizmu" - ocenia nowojorska gazeta.