Jak poinformowały władze Nepalu, większość uczestników demonstracji to buddyjscy mnisi i zakonnice. Wszyscy domagali się niezależności Tybetu od Chin. Niektórzy wykrzykiwali też antychińskie hasła i powiewali tybetańskimi flagami. "Wolny Tybet! Żądamy wolności!" - krzyczeli manifestanci, powstrzymywani przez policyjny kordon przed chińską placówką dyplomatyczną. Policja poinformowała, że wszyscy demonstranci zostaną zatrzymani do czasu, aż wyższe kierownictwo wyda rozkaz ich zwolnienia. Zazwyczaj jednak przy podobnych protestach aresztowanych zwalniano już po kilku godzinach. Codziennie od 10 marca - dnia, w którym wybuchły w Tybecie ostre antychińskie protesty - ambasady Chin w stolicy Nepalu pilnuje kilkuset funkcjonariuszy. Nepalscy urzędnicy podkreślają, że nie pozwolą na protesty przeciw "przyjaznym państwom", w sąsiadującymi z Nepalem Chinami.