Zdaniem gazety, oba protesty będą prawnym wyzwaniem dla całej procedury przetargowej. Problem w tym, że nie wiadomo dokładnie, czy tymczasowe władze koalicyjne podlegają tym samym regulacjom przetargowym, co amerykańskie agencje rządowe. W normalnej sytuacji protest złożony do Głównego Biura Rozrachunkowego Kongresu USA skutkowałby natychmiastowym wstrzymaniem wykonania kontraktu. Biuro mogłoby także zażądać powtórzenia przetargu. Armia twierdzi jednak, że biuro nie sprawuje nadzoru nad władzami koalicyjnymi, gdyż nie są one formalnie agencją federalną. Oznacza to, że decydenci nie muszą się przed nikim tłumaczyć. Sporo tu znaków zapytania. Nie jest nawet jasne, czy sprawa może być rozstrzygnięta przed amerykańskim sądem.