W poniedziałek rano do największych miast i ośrodków tymczasowego pobytu dla nielegalnych imigrantów zostało wysłanych na pół roku 3 tysiące żołnierzy. Najgłośniej protestują policyjne związki zawodowe, według których wyasygnowanie na ten cel ponad 30 milionów euro z budżetu jest chybione, gdyż należałoby tę sumę przeznaczyć na trwałe inwestycje w policję, a nie na "pokazową akcję". Policyjni związkowcy twierdzą wręcz, że cała ta operacja jest niebezpieczna, gdyż żołnierze nie mają odpowiedniego doświadczenia. Inicjatywę rządu Silvio Berlusconiego krytykuje opozycja. W opinii polityków centrolewicy nie było podstaw do podjęcia tak radykalnej decyzji, jak wysłanie wojska na ulice. Przywódca partii o nazwie Włochy Wartości Antonio Di Pietro powiedział, że żołnierze w miastach są jak "statyści" w filmie. Na Koloseum pojawił się w poniedziałek wielki transparent z hasłem nawołującym do "uwolnienia Rzymu". Grupy młodzieży rozdają ulotki protestacyjne przeciwko obecności wojska. Specjalne, przygotowane po angielsku wręczają w Wiecznym Mieście turystom. "To, co dzieje się w Rzymie, nie jest normalne" - napisano w ulotkach. Media przytaczają jeszcze radykalniejsze opinie mieszkańców, którzy mówią nawet o zapanowaniu "wojskowego reżimu". "Zupełnie jak w Chile" - powiedziało agencji Ansa kilku rzymskich kierowców autobusów. Tymczasem w Mediolanie, przez który przetoczyła się ostatnio prawdziwa fala przestępczości, mieszkańcy z aprobatą powitali obecność żołnierzy. Jednocześnie z całych Włoch napływają doniesienia o pierwszych rezultatach wojskowych patroli. W Rzymie żołnierze zatrzymali kieszonkowca - rumuńskiego imigranta. W Turynie z cieszącego się ponurą sławą terenu o nazwie Tossic Park, od poniedziałku kontrolowanego przez wojsko, znikli handlarze narkotykami.