"Przypuszczalnie prawda jest taka, że ostrzał tureckiego miasta przygranicznego był tragicznym przypadkiem, jak przyznał syryjski rząd w ramach przeprosin. W obecnej chwili Asad nie jest bowiem zainteresowany rozpoczęciem militarnego konfliktu granicznego z Syrią. Potrzebuje swoich żołnierzy w swoim kraju, aby utrzymać się przy władzy" - pisze "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Jak zauważa, interwencja silniejszej militarnie Turcji, mającej polityczne poparcie NATO, doprowadziłaby pewnie do tego, że "byłoby więcej wyzwolonych obszarów w Syrii, które szybko mogłyby zostać przekształcone w międzynarodowe strefy bezpieczeństwa, co utwierdziłoby w świetle prawa międzynarodowego rozpad syryjskiego państwa". "FAZ" dodaje, że eskalacja konfliktu nie leży także w interesie Turcji. "Konsekwencje dla regionu byłyby niemożliwe do oszacowania, i prawdopodobnie niemożliwe do opanowania. Groziłaby wojna, która objęłaby cały Bliski Wschód. Nawet walczący o polityczne przetrwanie Asad myśli pewnie na tyle racjonalnie, by nie narażać na ryzyko swojego fizycznego przetrwania" - pisze dziennik. "Jednak - ostrzega gazeta - pozostaje zagrożenie, że następny +tragiczny przypadek+ może być iskrą rzuconą na tę beczkę prochu". Dziennik "Sueddeutsche Zeitung" zauważa, że turecka polityka wobec Syrii jest zagadką, ale większość mieszkańców Turcji jest przeciwna wojnie z sąsiadem. "Gdyby turecki rząd wkroczył na syryjską ścieżkę wojenną, to nie wywołałoby to aplauzu nawet wśród jego najwierniejszych zwolenników w narodzie. To powoduje, że każde militarne działania byłyby niemożliwym do oszacowania politycznym ryzykiem dla rządu w Ankarze. Niezadowolenie wielu Turków z eskalacji konfliktu dotknęłoby najpierw tych, którzy już stali się ofiarami krwawego dramatu w Syrii: 12 tysięcy uchodźców, chroniących się w Turcji" - pisze "SZ". Dziennik dodaje, że należy jednak zapytać, kto skorzystałby na tym, gdyby Turcja przystąpiła do wojny. "Desperacko walczący o przetrwanie dyktator z Damaszku nie może być tak zuchwały, by zaczynać wojnę z dobrze uzbrojonym sąsiadem, tym bardziej, że nie może być pewien, jak zachowają się Ameryka i NATO. Asad woli raczej zadawać ciosy nożem, wspierając bojówki kurdyjskiej PKK, kolec w oku dla Ankary" - ocenia gazeta. "Jednak wydaje się, że przeciwnicy Asada, syryjscy rebelianci, popadają w coraz większe zwątpienie, bo nie widać końca ich okupionej ofiarami walki z dyktatorem. Dowództwo armii powstańców wydaje się osamotnione. Ma ono swoją bazę w Turcji - za pozwoleniem Ankary. Gdy niedawno generałowie wojsk rebeliantów chcieli przenieść sztab do Syrii, wrócili skruszeni już po jednym dniu. Po drugiej stronie granicy nikt nie pozwolił im sobie rozkazywać" - pisze "SZ", powołując się na tureckie media. Według niemieckiego dziennika, militarna interwencja Turcji byłaby na rękę "pozbawionym złudzeń syryjskim bojownikom".