Jak podkreśla w środę Reuter, jest to odzwierciedleniem umacniającego się w USA przekonania, że Irak zalała fala przemocy na tle wyznaniowym. W "NBC News" na początku tygodnia ogłoszono decyzję, że konflikt w Iraku będzie odtąd nazywany wojną domową. Kilka wielkich gazet, w tym "Los Angeles Times" ("LAT") zaraz przypomniało, że i one tak właśnie postrzegają iracką rzeczywistość. "LAT" wskazał, że o wojnie domowej w Iraku zaczął pisać jako pierwszy, jeszcze w październiku, choć nie nadawał temu rozgłosu. Także "Christian Science Monitor" zaczął nazywać sytuację w Iraku wojną domową. Natomiast w "Washington Post" poinformowano lakonicznie, że nie ma tam wytycznych w sprawie pojęć, służących do opisywania irackiego konfliktu. - Trudno jest przekonywać, że ta wojna nie odpowiada powszechnie przyjętej definicji wojny domowej - oświadczył naczelny "New York Timesa" Bill Keller. Administracja George'a W. Busha od miesięcy sprzeciwia się twierdzeniu, że Irak jest ogarnięty wojna domową. Zdaniem analityków, takie stanowisko jest jednak trudne do obrony - wskazuje Reuter i dodaje, że eksperci przewidują, iż zmiana terminologii może pogłębić niezadowolenie opinii publicznej z amerykańskiego zaangażowania w Iraku. Prezydent Bush, którego we wtorek na szczycie NATO w Rydze zapytano o różnicę między obecnym rozlewem krwi w Iraku a wojną domową oświadczył, że najnowsze zamachy bombowe są tam częścią ataków, prowadzonych od dziewięciu miesięcy przez bojowników Al- Kaidy, którzy chcą wzniecać przemoc na tle wyznaniowym, prowokując działania odwetowe. Doradca Białego Domu ds. bezpieczeństwa narodowego Stephen Hadley wskazuje, że sami Irakijczycy "nie nazywają tego wojną domową", ponieważ ich armia i policja nie są podzielone wzdłuż linii podziałów wyznaniowych, a rząd iracki też się trzyma. Stanowisko administracji poparł były prezydent Jimmy Carter, poświęcający w ostatnich latach wiele energii na rozwiązywanie konfliktów na świecie. - Myślę, że wojna domowa to coś poważnego - poważniejszego niż to, co się dzieje w Iraku - powiedział w CNN. Reuter podkreśla, że niechęć władz USA do pojęcia "wojna domowa" to nie tylko kwestia semantyczna. To pojęcie ma też wymiar polityczny, ponieważ może jeszcze bardziej osłabić poparcie Amerykanów dla wojny, która kosztowała już Republikanów Busha utratę kontroli nad Kongresem. Analitycy są przekonani, że amerykańska opinia publiczna nie będzie tolerowała wykorzystywania wojsk USA jako "sędziów między walczącymi frakcjami irackimi" - pisze Reuter.