Strefa Kaesong to jedyne przejście graniczne pomiędzy oboma krajami. Firmy z Południa zatrudniają tam robotników z Północy. Analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Wojciech Lorenz podkreśla w rozmowie z Polskim Radiem, że dla mieszkańców Korei Północnej Kaesong to jedyne źródło twardej waluty. Jak dodaje, w strefie działa kilkadziesiąt południowokoreańskich firm, które zatrudniają około 50 tysięcy Koreańczyków z Północy. "W ciągu roku strefa produkuje towary o wartości nawet pół miliarda dolarów" - wyjaśnia Lorenz. Nie wiadomo na razie na jak długo strefa Kaesong pozostanie zamknięta. Cztery lata temu kompleks także został zamknięty dla mieszkańców Południa, gdy władze w Seulu zdecydowały o wspólnych manewrach wojskowych ze Stanami Zjednoczonymi. Wojciech Lorenz uważa, że zamknięcie strefy tylko pozornie szkodzi Północy, bo odcina ją od poważnego źródła dochodów. Analityk PISM podkreśla, że decyzja Pjongjangu może być elementem wywierania presji na społeczność międzynarodową. "Korea Północna czyta analizy w których eksperci piszą, że skoro nie przesunięto wojsk i nie zamknięto strefy, to znaczy, że Pjongjang nie przygotowuje się do wojny. Zamknęli więc strefę, aby pokazać, że mogą się przygotowywać do konfliktu i zwiększają w ten sposób presję" - dodaje analityk PISM. W ostatnich dniach reżim w Pjongjangu ogłosił, że wchodzi w stan wojny z Seulem i zagroził, że odpowie "z całą mocą" na jakiekolwiek prowokacje. Północnokoreańskie władze zapowiedziały też, że ponownie otworzą kompleks nuklearny w Jongbion, zamknięty sześć lat temu. Według większości analityków, do wojny na Półwyspie Koreańskim nie dojdzie. Eksperci uważają, że Pjongjang chce wywrzeć presję na społeczności międzynarodowej, by uzyskać pomoc humanitarną oraz ustępstwa w rozmowach o północnokoreańskim programie nuklearnym.