- Potrzebujemy ich, ale nie chcemy ich jako obywateli - podkreślił Pittau, filozof, który od 40 lat zajmuje się problematyką imigracji i redaguje coroczny raport na ten temat, publikowany przez włoską Caritas. To najważniejszy we Włoszech dokument na temat imigrantów. Odnosząc się do napięć w społeczeństwach niektórych krajów na tle imigracji oraz dyskusji na temat sytuacji przybyszów Pittau stwierdził: "Oczywiście problem imigrantów jest już problemem całej Europy". - Komentując niedawną masakrę w Norwegii sekretarz generalny Rady Europy Norweg Thorbjorn Jagland powiedział, że "niestety w Europie panuje aura restrykcji". Te słowa wypowiedziała ciesząca się autorytetem osobistość. Potwierdza je na przykład to, co dzieje się we Francji, gdzie podejmowano inicjatywy przeciwko wspólnotom Romów, potem skrytykowane - zauważył włoski ekspert. Ocenił: "Generalnie w Europie panuje postawa restrykcyjna wobec imigrantów. Nieco inna sytuacja jest w Niemczech, które nie nalegały na integrację, bo myślały zawsze o rotacyjnej imigracji, ale od kilku lat i tam wprowadza się programy nauki języka, kierując uwagę wobec nowych obywateli". Zdaniem Pittau w porównaniu z przeszłością klimat różnego rodzaju ograniczeń wobec imigrantów wzrósł. - Jednocześnie - przypomniał - w ostatnich latach wzrosła liczba imigrantów niemal w całej Europie, najwięcej we Włoszech i Hiszpanii. Od 2007 roku, uważa włoski specjalista, okolicznością dodatkowo pogarszającą sytuację jest światowy kryzys, bo w jego wyniku brakuje środków finansowych na kluczową kwestię, czyli integrację imigrantów. Zdaniem Pittau Włochy mają obecnie takie same problemy z wypracowaniem właściwej polityki wobec nich, jak inne kraje. - Bardziej niż mentalność społeczeństwa trzeba zmienić politykę. Bo oto dużo dyskutuje się teoretyczne o tym, że lepiej pomagać ludności tam, gdzie mieszka, ale to tylko czyste teoretyzowanie, bo widzimy, że nie ma skutecznego programu rozwoju dla Afryki i innych części świata, a pomoc zmniejszyła się. Są też głosy, że lepsza jest tymczasowa imigracja: ktoś przyjeżdża, pracuje, a potem wraca do swego kraju. To wizja egoistyczna, krytykowana także przez ekspertów - wskazał Franco Pittau. Zauważył, że przede wszystkim takiej koncepcji czasowej imigracji nie akceptują sami przybysze, bo - jak zauważył - "imigranci chcą zostać w nowym kraju, po 5-6 latach mają dobrą pracę, potem czasem nawet kupują mieszkanie, zapuszczają korzenie". - Polityka europejska stosuje różnego rodzaju ograniczenia, a to wszystko sprawia, że naturalnie w Europie nie ma klimatu wielkiej gościnności wobec imigrantów. Ale prawdą jest też i to, że Europa nie może być peronem, na który wszyscy przybywają - powiedział rozmówca PAP. - Z drugiej strony, aby poważna polityka rozwoju i pomocy dla najbiedniejszych rejonów świata mogła przynieść rezultaty, musi minąć 15-20 czy nawet 25 lat, bo to są długie procesy. Teraz mamy okres turbulencji. Kiedy pojawia się problem imigracji wybiera się zawsze postawę restrykcji, uznając ją za właściwą, ale tak nie jest. Potrzeba zaś wiele cierpliwości i elastyczności, niestety brakuje i jednego, i drugiego - ocenił. Franco Pittau wyraził opinię, że masakra w Norwegii dokonana przez szaleńca pod hasłami obrony Europy przed islamskimi imigrantami, była przełomem, także w mentalności. - To było straszliwe przebudzenie dla Europejczyków, bo do tej pory mówiono, że radykalizm pochodzi zawsze z islamu. Tymczasem okazało się, że największe zagrożenie płynie z wewnątrz - stwierdził. - Jesteśmy światem sprzeczności. Potrzebujemy imigrantów, ale nie chcemy o nich myśleć jako nowych obywatelach. Potrzebujemy pracowników, a wprowadzamy bardzo surowe normy dotyczące prawa ich wjazdu. Na przykład we Włoszech są one tak surowe, że zmuszają wręcz wielokrotnie do nielegalnego pobytu. Do tego winą za przemoc w miastach obarczamy zawsze imigrantów. Lecz wydarzenia w Norwegii pokazały, że największy radykalizm może nadejść z wewnątrz, w tym przypadku pod hasłami obrony czystości tradycji, chrześcijaństwa - dodał Pittau. Jego zdaniem wiele do myślenia w dyskusji na temat imigracji i niechęci do przybyszów, zwłaszcza muzułmanów, powinny dać rewolty w północnej Afryce. - Bo tam stało się coś niecodziennego: w czasie tych rewolt nie padały słowa krytyki pod adresem Zachodu, choć wcześniej w krajach islamskich mówiono o walce z krucjatami z Zachodu. Lecz najciekawsze jest to, że podczas tych buntów ich uczestnicy nie domagali się tylko wolności słowa, ale prawdziwej wolności, tej zachodniej, przy czym nie wyrzekli się swych muzułmańskich tradycji. Te wszystkie czynniki mówią nam, że po długich debatach na temat starcia cywilizacji, chrześcijaństwa z islamem, które mają być nie do pogodzenia, doszło do wielkiej zmiany. Okazało się, że można być muzułmaninem i jednocześnie kochać demokrację - oświadczył znany włoski ekspert ds. imigracji. - To są fakty, które, jeśli uwzględniło by się je całościowo, mogłyby zmienić świat - zauważył. W opinii Franco Pittau nieprawdziwe są argumenty, używane przez przeciwników imigrantów w części włoskiej klasy politycznej i społeczeństwie, że wielu imigrantów nie chce się integrować. - Badania, przeprowadzone wśród imigrantów, na to nie wskazują. Dwa i pół roku przeprowadziliśmy sondaż wśród ludzi z wielu krajów, także wśród Polaków. Oni z wielką serdecznością wypowiadają się o Włoszech. Mówią: "W przeszłości nie byłem dobrze traktowany, ale Włochy mi się podobają, mam większość przyjaciół wśród Włochów albo mam także Włochów wśród przyjaciół". To jest doskonała baza dla integracji - wskazał. - Sondaże - zapewnił - mówią o tym, że imigranci są bardzo przychylni wobec nowego kraju, są zainteresowani integracją ze społeczeństwem włoskim, przy poszanowaniu ich praw; nie wiem nic o sondażach, mówiących o tym, że imigranci nie chcą się zintegrować. Franco Pittau zauważył jednocześnie, że z wyjątkiem sporadycznych ekscesów lokalnych działaczy z niechętnej imigrantom włoskiej Ligi Północnej, we władzach administracyjnych regionów i miast dominuje "zdrowy rozsądek wśród lokalnych polityków, promujących integrację".