Według wstępnych wyników, prawicowa Liga otrzymała w wyborach do PE około 34 proc. głosów. Na drugim miejscu znalazła się centrolewicowa opozycyjna Partia Demokratyczna z wynikiem ponad 23 proc. Współrządzący Ruch Pięciu Gwiazd zdobył około 16 proc. głosów. Dziennik "Corriere della Sera", pisząc o sytuacji po wyborach, podkreśla, że jeśli tzw. suwereniści chcieli "przewrócić Europę", to "będą musieli poczekać co najmniej pięć następnych lat". Jak zaznacza, wprawdzie partie Marine Le Pen we Francji i Liga Salviniego znalazły się na pierwszych miejscach w swoich krajach, to siły proeuropejskie są w wyraźnej większości również w nowym europarlamencie. "Wczorajsze głosowanie zamyka pięciolecie, w którym Unia była faktycznie rządzona przez Angelę Merkel. To nie znaczy, że kanclerz została pokonana i że wygrali jej wrogowie. Znaczy to, że jedna epoka się skończyła, a teraz stąpamy po nieznanej ziemi" - ocenia autor komentarza. Jego zdaniem, szefowa niemieckiego rządu ma na swoim koncie "zasługi i przewinienia", które naznaczyły całe obecne wybory do PE. Wśród jej błędów gazeta wymienia politykę zaciskania pasa, która - jak dodaje - "zniszczyła system produkcyjny i spójność społeczną w słabszych krajach", w tym - także we Włoszech. Do tego, jak wskazuje, należy dodać wpływ, jaki na bezpieczeństwo i rynek pracy miały fale migracyjne. Kryzys rządowy we Włoszech? Na łamach dziennika wyrażono przypuszczenie, że sukces lidera Ligi, wicepremiera Matteo Salviniego będzie "preludium do rywalizacji z Ruchem Pięciu Gwiazd na każdym polu". Największa włoska gazeta, odnosząc się do serii polemik między ugrupowaniami koalicji, podkreśla, że przez miesiące w Rzymie były "dwa rządy". "Trudno - dodaje - aby od dzisiaj zaczęły być znów jednym". "Sojusz między Ruchem Pięciu Gwiazd i Ligą, który już był politycznie zachwiany, teraz pod względem liczb został przewrócony. Dla rządu złożonego z partii, które nie mają wspólnych perspektyw, znalezienie nowej równowagi będzie skomplikowane" - ocenia autor komentarza. Stawia tezę, że celem Ligi nie jest rekonstrukcja rządu, ale "przejęcie kontroli nad koalicją". Pojawia się pytanie, czy lider ruchu, wicepremier Luigi Di Maio, "osłabiony po wyborach i bez planu rezerwowego, będzie miał jeszcze siłę, bardziej niż wolę, by zaakceptować warunki sojusznika-rywala" - dodaje publicysta. Zastanawia się, czy rezultatem eurowyborów może być kryzys rządowy. Także "La Repubblica" kładzie nacisk na to, że przyszłość rządu stoi pod znakiem zapytania z powodu zmiany układu sił w koalicji i "ciosu" dla Luigiego Di Maio, jak nazywa to, że więcej głosów niż jego formacja otrzymała centrolewica. Publicysta rzymskiej gazety stwierdza: "Oczekiwano, że wybory zmienią włoską mapę polityczną, w tle zamieszania w Europie; i tak się stało". Zaznacza, że różnica 12 punktów procentowych w uzyskanym wyniku obu rządzących ugrupowań to zbyt dużo, aby nie było "destabilizujące". Rekordowa frekwencja Dziennik, opisując sytuację powyborczą w Unii Europejskiej, podsumowuje: "Prawdziwa mobilizacja ratuje Europę przed suwerenistami. Do urn poszło 200 mln osób, a frekwencja osiągnęła 50 proc. To rekord, nie zdarzyło się to od 20 lat". Rzymskie "Il Messaggero" zwraca uwagę na to, że w Wiecznym Mieście opozycyjna centrolewicowa Partia Demokratyczna wygrała z Ligą. Ocenia, że po wyborach Ruch Pięciu Gwiazd znalazł się w "ogólnokrajowym kryzysie", którego "epicentrum" jest Rzym rządzony przez to ugrupowanie. To, dodaje, rezultat fatalnej sytuacji w mieście , jaką wywołały rządy burmistrz Virginii Raggi. Gazeta przytacza słowa lidera ruchu Luigiego Di Maio, który stwierdził, że teraz trzeba "schylić kark i pracować". Z Rzymu Sylwia Wysocka