Rekordzistą jest dotychczasowy przewodniczący Izby Deputowanych i zarazem największy przegrany zakończonych w poniedziałek wyborów Gianfranco Fini, którego centrowy ruch Przyszłość i Wolność nie dostał się do parlamentu. Za 30 lat, jakie w nim spędził, przysługuje mu teraz odprawa w wysokości ćwierć miliona euro. Kwota, jaka znajdzie się na "czeku na zakończenie mandatu" - bo tak brzmi jego oficjalna nazwa - to wynik pomnożenia parlamentarnej pensji, wynoszącej około 10,5 tysiąca euro miesięcznie, przez lata sprawowanego mandatu. Przypomina się przy okazji, że od pensji każdego senatora i deputowanego odejmowana jest co miesiąc kwota w wysokości około 700 euro z przeznaczeniem na fundusz takich odpraw. Ale zauważa się też, że nie podlegają one potem opodatkowaniu. W dobie kryzysu i powszechnych nawoływań do zaciskania pasa to zdecydowana przesada - podkreślają media, po raz kolejny krytykując "złote przychody" włoskich senatorów i deputowanych. Podają inne przykłady sum, jakie otrzymają przed rozpoczęciem nowej kadencji parlamentu jego byli członkowie. Były premier Massimo D'Alema ma prawo do 217 tysięcy euro odprawy za to, że po siedmiu kadencjach w parlamencie zrezygnował tym razem z kandydowania. Były przewodniczący Senatu Franco Marini po 21 latach dostanie 174 tysiące euro. Polityk ruchu Finiego, Italo Bocchino, który też po jego porażce opuszcza izbę niższą, zadowoli się sumą 141 tysięcy euro. Spora grupa polityków, którzy odeszli z partii Silvio Berlusconiego i bez powodzenia zabiegali o mandaty z osobnej małej listy, dostanie po wyborczej porażce po 100 tysięcy euro. Inny wielki przegrany wyborów, były prokurator Antonio Di Pietro, przywódca ugrupowania Włochy Wartości, które również nie weszło do parlamentu, dostanie 58 tysięcy euro. Za najkrótszy staż w parlamentarnych ławach należy się suma 41 tysięcy euro. Dostanie ją na przykład polityk lewicy Walter Veltroni, który zrezygnował kiedyś z mandatu, by zostać burmistrzem Rzymu.