Nikt nie przyznał się do aktów terroru, które postawiły w stan alarmu placówki wszystkich państw w Wiecznym Mieście. Za najbardziej prawdopodobny uznaje się wątek udziału anarchistów. Najpierw wczesnym popołudniem eksplodowała przesyłka w ambasadzie Szwajcarii w dzielnicy Parioli, położonej w odległości około 2 kilometrów od placówki RP. Ciężko rannego pracownika odwieziono do szpitala. Jego życie nie jest zagrożone. Około 2 godzin później do takiego samego zdarzenia doszło w ambasadzie Chile, gdzie lekko ranny został obywatel tego kraju, otwierający przesyłkę do wydziału kultury. Przeszedł operację, a jego stan określa się jako niezagrażający życiu. Minister spraw zagranicznych Włoch Franco Frattini potępił te ataki, nazywając je "haniebnymi i barbarzyńskimi aktami przemocy". Szef dyplomacji oświadczył, że zagrożenie dla wszystkich ambasad jest poważne. W związku z tym przystąpiono w nich do drobiazgowych kontroli. W polskiej ambasadzie także zarządzono normalne środki bezpieczeństwa wprowadzane w takich sytuacjach - wyjaśniły polskie źródła dyplomatyczne. Polska placówka nie została ewakuowana. - Sytuacja jest pod kontrolą, nie ma żadnych widocznych zagrożeń dla naszych placówek - dodały te źródła. W Wiecznym Mieście wiele państw ma dwie ambasady: we Włoszech, a także przy Stolicy Apostolskiej. Burmistrz Rzymu Gianni Alemanno oświadczył, że wybuchy to "fala terroryzmu przeciwko ambasadom". - To coś bardziej niepokojącego niż pojedynczy zamach - powiedział. Dochodzenie w sprawie tych wydarzeń strona włoska prowadzi we współpracy z policją Grecji, gdzie wcześniej doszło do podobnych ataków. Ich sprawcami okazali się anarchiści. Na ten wątek jako najbardziej prawdopodobną hipotezę wskazał minister spraw wewnętrznych Włoch Roberto Maroni. - Różne elementy przemawiają za tym, aby myśleć, że to jest właściwy trop - oświadczył szef MSW. Dodał następnie: - Chodzi o bardzo agresywne grupy, obecne też w Hiszpanii oraz Grecji i ściśle powiązane ze sobą.