Rozmowa ta została zamieszczona dwa dni po tym, gdy koalicyjna prawicowa Liga Północna zapowiedziała, że będzie domagać się przeprowadzenia referendum w sprawie ratyfikacji Traktatu. Taką ewentualność wykluczają pozostali politycy rządu Silvio Berlusconiego. 85-letni Guarino, były wielokrotny chadecki minister, autor opublikowanej właśnie książki "Ratyfikować Lizbonę?" powiedział, że po wejściu Traktatu w życie "prawdziwym organem zarządzania nie będzie Parlament Europejski, lecz Komisja, do której należy władza wykonawcza". "Instytucja dominująca w Unii nie jest demokratyczna" - ocenił prof. Guarino, mówiąc o Komisji Europejskiej. Zauważył, że "desygnowanie komisarzy, dokonane zaraz po wyborach do Parlamentu Europejskiego, należy do rządów wyłonionych w wyborach, które odbyły się w jego poprzedniej kadencji". Przenosząc to na włoskie realia, profesor powiedział: to tak, jakby we Włoszech zamiast Ludu Wolności i Ligi Północnej, które wygrały ostatnie wybory, rząd stworzyły władze regionów, reprezentujące w większości partie pokonane w głosowaniu 13 i 14 kwietnia. A tymczasem, jego zdaniem, "będzie jeszcze gorzej": "Od 1 listopada 2014 roku Komisja składać się będzie z liczby członków odpowiadającej dwóm trzecim liczby państw (czyli 18 z 27), zgodnie z kryterium rotacji". "Jest więc możliwe, że przez jedną kadencję lub więcej żaden Włoch nie zasiądzie w Komisji" - podkreślił. "Istnieje zatem - dodał - problem suwerenności narodowej". Według niego "niedopuszczalne jest, aby decyzje normatywne i wykonawcze w ważnych dziedzinach powierzano osobom spoza włoskiego elektoratu". "Wstrząsająca jest myśl, że wśród dziewięciu wykluczonych może znaleźć się jeden z czterech najbardziej zaludnionych krajów: Niemcy, Francja, Zjednoczone Królestwo i Włochy" - zauważył włoski konstytucjonalista. W jego opinii problemem nie jest ratyfikacja, bądź nie, Traktatu Lizbońskiego, lecz - jak to ujął - "ukazanie problemu we właściwym świetle: odłożenie na bok sztucznych organów i powrót do zasady demokracji".