na konferencji prasowej na marginesie pierwszego dnia szczytu UE w Brukseli. Tłumaczył, że włoskie firmy, którym zagraża obecny kryzys finansowy, "nie są absolutnie w stanie znieść kosztów" unijnych regulacji przewidujących redukcję emisji CO2 o 20 proc. do 2020 roku. Jego zdaniem Europa "zachowywałaby się jak Don Kichot", gdyby chciała sama redukować emisje powodujące ocieplenie klimatu, podczas gdy inne kraje - jak USA czy Chiny, nie chcą się przyłączyć do unijnego projektu. - Musimy utrzymać nasze ambitne zobowiązania, ale opóźnić ich wdrożenie w życie, po tym jak minie kryzys - apelował Berlusconi. Krytykował zwłaszcza zaproponowany przez KE aukcyjny system kupowania praw do emisji. "To śmieszne", gdyż zrodziłoby to rynek "zatrutych papierów finansowych" - przekonywał. Także Polska oficjalnie zagroziła w środę, że jeśli jej postulaty dotyczące pakietu nie zostaną spełnione, zawetuje przyjęcie wniosków końcowych środowo-czwartkowego szczytu. - Nie zgadzamy się na projekt wniosków końcowych szczytu, który mówi, że mamy się bezwarunkowo zgodzić na zakończenie negocjacji politycznych w grudniu - powiedział szef UKIE Mikołaj Dowgielewicz. Choć pakiet i tak nie miał być przyjęty na tym szczycie, a dopiero na grudniowym, Polska już teraz rozpoczęła ofensywę opóźniania tej perspektywy. Jeszcze przed rozpoczęciem szczytu premier spotkał się w Brukseli z premierami ośmiu nowych krajów członkowskich (Węgier, Czech, Słowacji, Litwy, Łotwy, Estonii, Bułgarii i Rumunii), by budować wspólny front w sprawie zmian w pakiecie klimatyczno-energetycznym na szczycie. "W czasie poważnej niepewności na rynku finansowym i w gospodarce, w obliczu której stoimy, premierzy (...) podkreślają, iż polityka UE ws. klimatu i energii powinna godzić cele środowiskowe z potrzebami zrównoważonego wzrostu gospodarczego" - głosi przyjęta na spotkaniu deklaracja. W deklaracji premierzy wzywają też, by "UE powstrzymała się od przyjmowania rozwiązań, które nie uwzględniają różnic w potencjałach gospodarczych państw członkowskich". Polska, z gospodarką w 94 proc. opartą na węglu, argumentuje, że realizacja ambitnych zobowiązań UE do redukcji emisji CO2 grozi drastyczną podwyżką cen prądu. A to dlatego, że KE zaproponowała, by wszystkie prawa do emisji w energetyce były sprzedawane na specjalnych aukcjach już od 2013 roku. Ponadto Polska twierdzi, że pakiet naraża na szwank bezpieczeństwo energetyczne, bo zmusza do rezygnacji z rodzimego wysokoemisyjnego węgla na rzecz importowanego gazu.