Tym nagraniem 51-letni gubernator z centrolewicowej opozycyjnej Partii Demokratycznej był szantażowany przez czterech karabinierów z Rzymu, którzy zażądali od niego 80 tysięcy euro w zamian za nierozpowszechnianie filmu. Zostali oni aresztowani. - Postanowiłem ustąpić ze stanowiska - powiedział Marrazzo, dodając, że przekazał pełnienie obowiązków swemu zastępcy. - To sprawa osobista, związana ze słabościami dotyczącymi mojej prywatnej sfery. Błędy, które popełniłem, w żaden sposób nie kolidują z moją działalnością publiczną - zastrzegł. Jednak, jak podał w oświadczeniu, sytuacja nabrała takiego rozgłosu, że dalsze pozostawanie na stanowisku uznał za "niewłaściwe". Dziennik "Corriere della Sera" twierdzi, że w złożonych w tej sprawie zeznaniach Marrazzo przyznał się, że zapłacił karabinierom w obawie przed aresztowaniem i dlatego, że w mieszkaniu, gdzie spotkał się z transseksualistą znajdowała się kokaina, której - jak wszystko na to wskazuje - on nie zażywał. Karabinierom, którzy wkroczyli do domu transseksualisty o imieniu Natalie i nagrali intymną scenę, dał trzy czeki po 20 tysięcy euro każdy. Dzień wcześniej gubernator Lacjum zapewniał, że nie zapłacił ani centa szantażystom i przypominał, że to on jest "ofiarą". Zapowiadał też, że nie ustąpi ze stanowiska i nie da się zastraszyć. W sobotę rano rozpoczęły się przesłuchania czterech aresztowanych karabinierów, którzy - jak ustalono - usiłowali sprzedać nagranie stacjom telewizyjnym. Politycy Partii Demokratycznej wyrazili solidarność z Piero Marrazzo. Lewicowa "La Repubblica" domaga się ujawnienia całej prawdy o skandalu. Sobotnie gazety poinformowały, że w niezwykle trudnej sytuacji znalazła się żona Marrazzo, dziennikarka RAI Roberta Serdoz, która w nocy z czwartku na piątek prowadziła przegląd prasy w trzecim kanale publicznej telewizji i już w studiu dowiedziała się o skandalu. Widzowie nie zobaczyli nagłówków gazet, które informowały o aresztowaniu karabinierów, szantażujących jej męża.