Mediolańska prokuratura od poniedziałku bez wytchnienia bada przyczyny katastrofy. Wczoraj dwóch członków ekipy dochodzeniowej pokonało feralny odcinek lotniska w podobnej awionetce, aby sprawdzić jak wygląda oznakowanie na tym pasie. Stwierdzono, że część sygnalizacji nie działała. Napisy na asfalcie są często błędne. Na 100-metrowym odcinku brak żółtej linii a oznakowania przy pasie startowym są ukryte w trawie. We mgle właśnie te napisy są podstawowym punktem odniesienia. Z zapisu rozmów z wieżą kontrolną wynika, że pilot Cesny myślał, że jest na pasie R-5, tymczasem był na R-6. Nie bez znaczenia jest, że od ponad roku nie działa radar pasa startowego. Ten z pewnością wskazałby obecność w sąsiedztwie drugiego samolotu. Za te wszystkie niedociągnięcia odpowiedzialni są pracownicy lotniska, którym już niedługo zostaną postawione zarzuty.