- Jesteśmy zdesperowani. To właśnie mamy zrobić, pociąć się? - krzyczał jeden z przywódców protestu, działacz związkowy Stefano Meletti raniąc się w nadgarstek. Powstrzymali go koledzy, zaskoczeni jego dramatycznym gestem. Odniósł jedynie powierzchowne rany, odwieziono go do szpitala. Jego życiu nie grozi niebezpieczeństwo. Konferencja prasowa została przerwana, dziennikarze i fotoreporterzy zostali natychmiast odesłani przez górników windą na powierzchnię. Trwająca od niedzieli okupacja kopalni Carbosulcis w miejscowości Gonnesa w południowo-zachodniej części Sardynii poprzedza zapowiedziane na piątek rozmowy z rządem w Rzymie na temat szans uratowania zakładu. Protestujący przebywają 373 metry pod ziemią. Górnicy domagają się definitywnej decyzji ze strony rządu Mario Montiego w sprawie przedłożonego projektu ratowania kopalni, szacowanego na 200 milionów euro, a także zaangażowania ze strony koncernu energetycznego Enel, odbiorcy węgla. - Nasza batalia nie ma politycznych barw, ale kolor chleba. Nie możemy się poddać - mówią uczestnicy strajku okupacyjnego. Zapowiadają, że będą prowadzić protest do skutku, by nie dopuścić do zamknięcia kopalni.