Data wyborów, wynikająca z terminu upadku rządu Mario Draghiego pod koniec lipca zmusiła polityków wszystkich ugrupowań do rezygnacji z tradycyjnego wypoczynku w związku ze świętem Ferragosto 15 sierpnia. Miesiąc ten to czas pracy nad listami kandydatów do Izby Deputowanych i Senatu, a potem ich złożenia, rozmów na temat bloków i porozumień przedwyborczych oraz zbiórki podpisów poparcia. Z tego ostatniego obowiązku zwolnione są ugrupowania, które miały swoje kluby parlamentarne 31 grudnia zeszłego roku. Kampania wyborcza w nadmorskich miejscowościach Spotkania z sympatykami trzeba było przenieść z miast pustoszejących w szczycie sezonu wyjazdów głównie do nadmorskich miejscowości, w tym do dyskotek, między innymi w masowo obleganych kurortach nad Adriatykiem, w tym w Milano Marittima. Okres nadzwyczaj dotkliwych w tym roku upałów przed połową sierpnia, gdy zwykle słabnie aktywność polityczna minie w tym roku pod znakiem walki z czasem. Na mniej niż 50 dni przed wyborami sztaby przygotowują plakaty wyborcze, które rozwieszą na lotniskach i w portach, z których odpływają promy, a także w dyskotekach. Kampanię plakatową zorganizowała między innymi centrolewicowa Partia Demokratyczna. To, jak zauważa prasa, wyjątkowo dziwne lato we Włoszech, w którym trudno będzie uciec od polityki, bo ona będzie próbowała dostać się na plażę. Włosi nie są zainteresowani kampanią wyborczą Z tym jednak kandydaci na deputowanych i senatorów mogą mieć kłopot, bo najemcy plaż, walczący o zmianę przepisów dotyczących najmu, są zirytowani na wszystkich polityków i nie chcą ich oglądać nawet z daleka. Nie jest jasne, czy pozwolą rozdawać ulotki urlopowiczom na leżakach. W mediach zwraca się uwagę na dominujący wśród Włochów brak zainteresowania kampanią wyborczą w środku lata, czy wręcz niechęć do polityki. Sondaż Instytutu Badania Opinii SWG wskazuje na to, że dla 40 proc. Włochów kampania ta jest całkowicie obojętna, a tylko 2 proc. zamierza zaangażować się, by poprzeć swoje ugrupowanie. Dlatego, jak podkreślają komentatorzy, pojawiła się realna groźba rekordowo niskiej frekwencji. W poprzednich wyborach w 2019 roku wyniosła ona 73 proc.