Wypadek, który wydarzył się w sobotę niedaleko Werony, wywołał we Włoszech nową dyskusję o konieczności surowego karania pijanych kierowców i umieszczania ich w więzieniu. Mirosław W., mieszkający w Włoszech od czterech lat i pracujący jako robotnik, już cztery razy został wcześniej zatrzymany w stanie nietrzeźwym za kierownicą. W sobotni poranek, kiedy spowodował śmiertelny wypadek, stwierdzono u niego trzykrotne przekroczenie dopuszczalnej ilości alkoholu we krwi. Dopuszczalna dawka we Włoszech wynosi 0,5 promila. Ponieważ Polak nie zatrzymał się na wezwanie patrolu policji drogowej, wszczęto za nim pościg. Uciekając przed radiowozem, naraził dużą liczbę kierowców na poważne niebezpieczeństwo, ponieważ na odcinku drogi jechał pod prąd. Następnie jego rozpędzone auto uderzyło w motor prowadzony przez 75-letnią kobietę. Zginęła ona na miejscu. On zaś, mimo obrażeń głowy, zaczął uciekać na piechotę. Został zatrzymany i aresztowany pod zarzutem spowodowania śmiertelnego wypadku i stawiania oporu policji. Prawicowy burmistrz Werony Flavio Tosi powiedział w reakcji na śmierć mieszkanki swego miasta, że to, co się stało, potwierdza jeszcze raz konieczność natychmiastowego osadzania w więzieniu osób łamiących prawo, zwłaszcza recydywistów. - Problemem nie jest narodowość kierowcy, ale fakt, że został już cztery razy zatrzymany po pijanemu za kierownicą i mimo to mógł jeździć dalej samochodem, który w jego rękach był jak broń - oświadczył burmistrz Werony. Podkreślił, że w Polsce, "tak jak prawie na całym świecie, od dawna nie miałby już prawa jazdy". - Z całą pewnością zostałby też skazany na karę więzienia jako ostrzeżenie dla wszystkich - dodał Flavio Tosi.