Największy protest przeciwko masowemu napływowi imigrantów i polityce władz odbył się w Mediolanie, gdzie na czele pochodu szedł lider Ligi Północnej Matteo Salvini, a wraz z nim burmistrzowie wielu miast i miasteczek z szarfami z hasłem: "Stop inwazji". Przybyły także setki działaczy ośrodków skrajnej prawicy Casapound. Wznoszono hasła przeciwko prowadzonej przez włoskie siły operacji patrolowania Morza Śródziemnego, w trakcie której w ciągu roku uratowano już ponad 100 tysięcy nielegalnych imigrantów z Afryki, płynących na łodziach ku wybrzeżom Italii. Przywódca Ligi Salvini mówił, że trzeba bronić granic Włoch i pomagać potrzebującym, ale dodał, że spośród wszystkich imigrantów jedynie 10 procent to uchodźcy. "Wysyłajmy do Afryki pieniądze, które wydajemy tu, i nadajmy priorytet Włochom" - apelował. Nazwał imigrantów "nieuczciwą konkurencją dla Włochów". Uczestnicy mediolańskiego pochodu protestowali także przeciwko planom budowy meczetu w ich mieście. W stolicy Lombardii odbył się też kontrmarsz lewicy pod hasłami sprzeciwu wobec ksenofobii i rasizmu. Wzięły w nim udział także kobiety w chustach muzułmańskich. Imigranci z Trzeciego Świata trzymali w rękach banany na znak protestu wobec ksenofobii i dyskryminacji. W Reggio Calabria na południu Włoch demonstranci mówili, że z powodu polityki imigracyjnej rządu w Rzymie Włosi ubożeją. Skrajna prawica demonstrowała też w Neapolu przeciwko, jak mówiono, "dzikiej imigracji". Doszło tam do próby sił z policją.