Długie dochodzenie, prowadzone przez prokuraturę w Mediolanie, ujawniło ogromną skalę procederu, w który zamieszani są między innymi szefowie straży miejskiej i burmistrzowie. Stwierdzono, że w kilkudziesięciu miastach i miasteczkach zarówno na północy, jak i południu kraju "ustawiano" przetargi, by instalować na skrzyżowaniach celowo rozregulowaną sygnalizację, w której czerwone światło zapalało się bardzo szybko, zaledwie po czterech sekundach żółtego. Kamery rejestrowały zaś kierowców, którzy jechali już na czerwonym świetle tylko dlatego, że nie zdążyli. W rezultacie tysiące kierowców otrzymało mandaty. W samej tylko miejscowości Segrate koło Mediolanu wystawiono mandaty na łączną sumę 2,4 miliona euro. To - jak podkreślają media - najlepiej świadczy o rozmiarze skandalu. Burmistrz Segrate został objęty dochodzeniem, podobnie jak dyrektor firmy, odpowiedzialnej za instalację sygnalizacji świetlnej. Okazało się, że w wielu miejscowościach "podrasowane" urządzenia były ustawiane przez to przedsiębiorstwo w porozumieniu ze strażą miejską i przedstawicielami lokalnej administracji. Łączyły ich zaś korupcyjne powiązania. Wadliwa sygnalizacja znajdowała się zarówno w Lombardii, jak i w Toskanii oraz Kampanii, również na skrzyżowaniach, które w ogóle nie były niebezpieczne. Cel był jeden - jak zauważa prokuratura - uzyskać jak najwięcej wpływów z mandatów. Ogółem w całych Włoszech na wniosek prokuratury zajęto 68 wadliwych urządzeń.