Eksperci, przerażeni skalą zanieczyszczenia środowiska i śmiercią wielu zwierząt, ustalili, że toksyczna substancja pochodzi z terenu wyłączonej z użytku rafinerii w rejonie miasta Monza - informuje czwartkowa prasa. Dla karabinierów nie ulega wątpliwości, że był to akt sabotażu: ktoś w nocy z poniedziałku na wtorek celowo wypuścił ogromne ilości ropy, które zmieściłyby się do 670 cystern. "Lambro nie żyje" - ogłosili zrozpaczeni obrońcy środowiska, opisując, do jakich doszło zniszczeń w tej jednej z najbardziej od lat zanieczyszczonych włoskich rzek. Straty finansowe szacuje się na miliony euro, ekologiczne zaś są zdaniem specjalistów nie do obliczenia, bo zdewastowany został cały ekosystem. Z każdą chwilą trująca, cuchnąca czarna plama, która dotarła już do rzeki Pad, rozszerza się na kolejne obszary Lombardii, a władze poszczególnych gmin i miast wprowadzają stan alarmu oraz zakaz połowu ryb. Zapewniają jednocześnie, że nie ma bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia ludzi. Władze Lombardii będą wnioskować o wprowadzenie stanu klęski żywiołowej. Zwrócił się już o to region Emilia Romagna. Prokuratura w Monzy wszczęła dochodzenie w sprawie katastrofy ekologicznej.