Oficjalny bilans katastrofy nie zmienia się od niedzieli; dotychczas znaleziono 24 ciała, aresztowano dwóch przemytników imigrantów: kapitana kutra - Tunezyjczyka i jego pomocnika z Syrii. Ekipy ratunkowe są pewne, że ciała kilkuset imigrantów znajdują się w zamkniętej ładowni kutra, który przewrócił się na morzu i zatonął; leży na głębokości około 400 metrów. Władze włoskie postanowiły podnieść jednostkę. Rozbitkowie, którzy składają zeznania, relacjonują, że byli straszliwie ściśnięci na statku. Jeden z nich powiedział: "Ci mordercy mówili nam, że chcą wsadzić na pokład 1200 osób. Ale nie zdołali wepchnąć więcej niż 800-900". "Nie było wolnego centymetra, to było piekło" - powiedział 20-letni imigrant. Mężczyzna stwierdził, że kiedy kuter zaczął dryfować, to przemytnicy wezwali pomoc i ukryli się wśród uchodźców. Na ratunek przybył znajdujący się najbliżej portugalski statek handlowy. Kuter, za którego sterem nie było już kapitana, uderzył o burtę statku i wywrócił się. W ciągu pięciu minut jednostka poszła na dno. Premier Włoch Matteo Renzi powiedział w środę w Izbie Deputowanych, w przeddzień nadzwyczajnego szczytu UE na temat kryzysu imigracyjnego, że priorytetem musi być walka z "handlarzami ludźmi", jak nazwał przemytników. "To nie jest tylko kwestia bezpieczeństwa czy zagrożenia terroryzmem, ale godności ludzkiej" - oświadczył szef włoskiego rządu. Odnosząc się do szerokiej dyskusji w wielu krajach po ostatniej katastrofie na Morzu Śródziemnym Renzi podkreślił: "Tym razem świat nie odwrócił się i nie pozostała w akcji tylko Straż Przybrzeżna". "Po raz pierwszy - mówił - katastrofa rozbudziła poczucie odpowiedzialności ze strony międzynarodowych instytucji". Premier wyraził też nadzieję, że Unia Europejska zmieni kurs swej polityki i nie będzie zajmować się tylko budżetem. Z Rzymu Sylwia Wysocka