Ostatnim aktem kampanii będą w piątek późnym wieczorem wywiady z obu liderami. Zostaną nadane przez telewizyjny Kanał 5, należący - jak cała prywatna telewizja we Włoszech - do koncernu Mediaset, którego właścicielem jest Berlusconi. Wszystkie sondaże dawały blokowi wyborczemu Lud Wolności Berlusconiego pod koniec kampanii 5 do 8 punktów procentowych przewagi nad Partią Demokratyczną Veltroniego. Dotyczy to wyborów do 630-osobowej Izby Deputowanych. W 315-osobowym Senacie utrzyma się równowaga sił, co grozi nowymi przedterminowymi wyborami. "Była to nudna, prawie apatyczna kampania wyborcza, odzwierciedlająca nastroje w kraju stojącym wobec wielkich trudności gospodarczych i zniechęcenie wyborców wobec polityków, po których nie spodziewają się skutecznych rozwiązań" - napisała w depeszy z Rzymu hiszpańska agencja EFE. "Wyborcy - czytamy z kolei w piątkowej korespondencji Reutersa - stwierdzili, że nie mają wielkiego wyboru, ponieważ obaj rywale w walce o fotel premiera obiecują niższe podatki i walkę z recesją w kraju, który jest trzecią potęgą gospodarczą w strefie euro". - Ludzie są rozczarowani, zaniepokojeni, czekają na jakieś wyjście z sytuacji, i nie jest takie ważne, kto je zaproponuje - mówi profesor nauk politycznych z prywatnego Uniwersytetu Luiss w Rzymie Giovanni Orsina. Przed głosowaniem, które odbędzie się w niedzielę i poniedziałek, 30 proc. Włochów mówi, że nie wie, na kogo będzie głosować i czy w ogóle pójdzie do urn. Słyszy się często powtarzane zdanie: "Tak naprawdę nie mam swego kandydata". W dziennikarskich debatach na temat wyborów najczęściej słyszy się, że zarówno Berlusconi, jak i Veltroni są wysłużonymi politykami. Pierwszy bowiem już dwukrotnie był premierem i nie zrealizował nic z obiecywanych "cudów" gospodarczych. Drugi jest widziany jako kontynuator ustępującego rządu Romano Prodiego, który również nie poradził sobie z narastającym kryzysem. Liczący 71 lat Berlusconi, który stworzonej przez siebie partii nadał sportową nazwę Forza Italia! (Naprzód Włochy), wzywa do głosowania na centroprawicę równie nośnym zawołaniem "Italio podnieś się!". Młodszy o prawie 20 lat Veltroni zapewnia, że można zbudować nowe Włochy. Posłużył się hasłem wyborczym Baracka Obamy "Yes we can" (Możemy to zrobić). Według wielkiego madryckiego dziennika "El Pais", który sprzyja rządowi hiszpańskich socjalistów, zwycięstwo Berlusconiego w wyborach parlamentarnych nie jest przesądzone mimo jego dużej przewagi w sondażach. Na początku kampanii - przypomina dziennik - przewaga Ludu Wolności nad Partią Demokratyczna wynosiła 15 punktów procentowych i w ciągu czterech tygodni zmalała prawie trzykrotnie. O przyszłości zdecyduje - zdaniem cytowanego dziennika - sytuacja w Senacie, który ma te same uprawnienia co Izba Deputowanych. Tam zaś szykuje się wyborczy remis. W 2006 roku koalicja byłego przewodniczącego Komisji Europejskiej, centrolewicowego katolika Romano Prodiego wygrała wybory do Izby Deputowanych przewagą 24.000 głosów, ale w głosowaniu do Senatu miała o 220.000 głosów mniej niż koalicja Berlusconiego. W Izbie Deputowanych koalicja Prodiego skorzystała z premii, którą ordynacja przyznaje zwycięskiemu ugrupowaniu, zapewniając mu 55 proc mandatów. W Senacie, gdzie zyskuje się dodatkowe mandaty dzięki uzyskiwaniu przewagi w poszczególnych regionach kraju, powstał bardzo chwiejny układ: centroprawica miała 156 mandatów, a centrolewica - 158. Wystarczyło, że jedna z mniejszych partii wycofała poparcie swych trzech senatorów dla Prodiego i jego rząd upadł po 20 miesiącach, na trzy lata przed upływem pięcioletniej kadencji parlamentu. Cytowany artykuł "El Pais" zatytułował: "Przyszłość Włoch rozegra się w Senacie".