Drugi dzień służby drogowe zmagają się tam z chaosem, a ruch nie został jeszcze całkowicie odblokowany. Intensywne śnieżyce, które przeszły w piątek nad Toskanią, sparaliżowały na dobę ruch na najważniejszej autostradzie we Włoszech - A1, łączącej północ z południem kraju. Drogę zablokowały tiry i inne ciężkie pojazdy, które wyruszyły w trasę bez zimowych opon. Noc z piątku na sobotę ludzie spędzili w mrozie koczując w swoich autach między Florencją a Arezzo, kompletnie pozbawieni - jak podkreślają w wypowiedziach dla mediów - jakiejkolwiek pomocy czy nawet informacji. Za największy skandal kierowcy uważają to, że na tablicach informacyjnych przy wjazdach na autostradę nie było żadnych komunikatów o tym, iż jest ona nieprzejezdna. Nie mogli więc w porę zrezygnować z dalszej drogi. W rezultacie wjechali w korek, z którego nie było już ucieczki. Dopiero w sobotę nad ranem po koszmarnej - jak podkreślają - nocy do uwięzionych na drodze ludzi przyszli na piechotę żołnierze, przynosząc koce. Najbardziej zdesperowani porzucali swoje auta i kilometrami szli poboczem do najbliższego przydrożnego baru po gorące napoje i posiłki.