Politycy centroprawicy Berlusconiego wyjaśnili, że nie widzą dalszej możliwości pracy w rządzie, zaprzysiężonym dokładnie pięć miesięcy temu. Premiera Lettę obarczyli odpowiedzialnością za faktyczne ich zdaniem zablokowanie prac gabinetu. W reakcji na tę deklarację Letta oświadczył, że wyjaśnienie obecnej sytuacji powinno nastąpić w parlamencie. Wcześniej, w związku z pogrążającym się kryzysem w koalicji, szef rządu zapowiedział, że w pierwszych dniach października zamierza prosić obie izby parlamentu o głosowanie nad wotum zaufania dla Rady Ministrów. Z gabinetu wystąpili wicepremier, szef MSW i zarazem sekretarz generalny Ludu Wolności Angelino Alfano, minister zdrowia Beatrice Lorenzin, minister rolnictwa Nunzia De Girolamo, szef resortu infrastruktury Maurizio Lupi i minister ds. reform Gaetano Quagliariello. Pięciu ministrów postanowiło złożyć dymisję w reakcji na apel przywódcy swego ugrupowania. Berlusconi wezwał ich do tego kroku po tym, gdy Letta zapowiedział, że prace nad projektem budżetu rozpoczną się dopiero po głosowaniu w parlamencie nad wotum zaufania dla jego gabinetu. To zaś oznacza, że 1 października z 21 do 22 procent automatycznie podniesiony zostanie podatek VAT od dóbr konsumpcyjnych i usług. Nie zdążono bowiem podjąć kroków, aby do tego nie dopuścić. Centroprawica nie zgadza się na podniesienie tego podatku i nazwała go przejawem "nękania" społeczeństwa przez lewicę. Jednak w zgodnej opinii komentatorów sprawa VAT zaostrzyła definitywnie spór w koalicji centroprawicy i centrolewicy na tle przyszłości Berlusconiego, któremu grozi usunięcie z Senatu w związku z prawomocnym skazaniem go w sierpniu na cztery lata więzienia za oszustwa podatkowe w jego telewizji Mediaset. To od tego momentu przyszłość rządu jest permanentnie zagrożona - przypominają włoskie media. Zgodnie z obowiązującą ustawą mandat parlamentarzysty wygasa, gdy otrzymuje on wyrok powyżej dwóch lat więzienia. Centrolewicowa koalicyjna Partia Demokratyczna opowiada się za wygaśnięciem mandatu byłego premiera i to jest faktyczną przyczyną pogłębiającego się sporu między obu blokami. 4 października ma zebrać się senacka komisja do spraw wyborów, by zająć ostateczne stanowisko w sprawie mandatu Berlusconiego zanim trafi ona do izby wyższej. Berlusconi, który w niedzielę kończy 77 lat, zażądał zarówno odwołania 10 członków senackiej komisji, jak i zamrożenia jej prac do czasu wydania orzeczenia przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. To tam skierował skargę na państwo włoskie z powodu próby pozbawienia go mandatu senatora. Kilka dni wcześniej wszyscy senatorowie i deputowani partii Berlusconiego zapowiedzieli złożenie parlamentarnych mandatów, jeśli komisja opowie się za jego usunięciem. Guglielmo Epifani, przywódca centrolewicowej Partii Demokratycznej, która ma większość w rządzie i w parlamencie, oświadczył w reakcji na dymisję ministrów koalicjanta, że to "dalszy krok prowadzący do upadku rządu". Postępowanie to Epifani uznał za dowód braku odpowiedzialności, która jego zdaniem jest nie do pomyślenia. Wiceminister finansów, polityk Partii Demokratycznej Stefano Fassina ostrzegł, że ewentualny upadek rządu oznacza, że zagrożony jest program wychodzenia Włoch z poważnego kryzysu. Fassina wyraził nadzieję, że uda się uniknąć nowych wyborów i że powstanie nowa koalicja. Wyjście z obecnego pata rządowego będzie wyjątkowo trudne. Znów będzie zapewne potrzebna interwencja prezydenta Giorgio Napolitano, który dał wyraźnie do zrozumienia, że wyklucza możliwość rozpisania przedterminowych wyborów. Poprzednie odbyły się w lutym. Obecna bardzo złożona ordynacja wyborcza gwarantuje wyłącznie chaos i brak wyraźnego zwycięzcy - oceniają obserwatorzy przypominając, że przez dwa miesiące po ostatnich wyborach nie można było utworzyć rządu. Z Rzymu Sylwia Wysocka