Włochy: Fala antyrządowych protestów społecznych
Wtorek to drugi dzień antyrządowych, niekiedy gwałtownych protestów społecznych we Włoszech, w które przerodził się strajk przewoźników. Dołączyli do nich przedstawiciele różnych grup niezadowolonych z polityki gabinetu.
Inicjatorem strajku, który ma trwać do 13 grudnia, jest założony na Sycylii ruch Forconi (Widły), zrzeszający pracowników branży transportowej i rolników. Akcję strajkową zorganizowano na znak protestu przeciwko rządowej polityce wobec branży transportowej, wysokim cenom paliw i podatkom.
Drugi dzień z rzędu tysiące przewoźników oraz sympatyków ruchu Forconi blokują drogi i tory kolejowe oraz trasy dojazdowe na lotniska, dworce, urządzają pikiety i manifestacje. Prowadzi to do znacznych utrudnień w ruchu, opóźnia dostawy do sklepów.
Dochodzi do starć z policją. Atakowani są dziennikarze relacjonujący demonstracje.
- To niedopuszczalna przemoc, którą trzeba zwalczać bez stosowania półśrodków - tak falę protestów podsumował szef krajowego urzędu czuwającego nad przebiegiem strajków Roberto Alesse. Wcześniej przestrzegał on organizatorów protestów przed blokowaniem dróg i paraliżowaniem życia kraju i groził sankcjami.
Wandalizm i chuligańskie czyny oraz przypadki napaści na siły porządkowe potępił minister spraw wewnętrznych, wicepremier Angelino Alfano.
- Poprzemy tych, którzy protestują w pokojowy sposób, z poszanowaniem prawa, ale nie pozwolimy na to, aby podpalano miasta - oświadczył szef MSW.
Media podają, że do akcji działaczy i sympatyków Forconi dołączyli studenci, emeryci, bezrobotni, sprzedawcy, sympatycy skrajnej prawicy, a nawet kibice piłkarscy. Wszyscy chcą zamanifestować niezadowolenie z polityki rządu Enrico Letty.
Lider ruchu Forconi Danilo Calvani zapowiedział, że wyprowadzi na ulicy miliony ludzi, jeśli obecny rząd pozostanie. Deklarację tę złożył w przeddzień głosowania nad wotum zaufania dla Rady Ministrów w obu izbach parlamentu.