Udało się uratować 51 rozbitków. Według różnych informacji na pokładzie wielkiej barki, płynącej prawdopodobnie z Libii na włoskie wybrzeża, było od 200 do 370 osób, pochodzących głównie z Erytrei i Somalii. W Kanale Sycylijskim w bardzo złych warunkach pogodowych, przy silnym wietrze trwają poszukiwania zaginionych, ale ratownicy mówią, że widzieli wśród wysokich fal tylko zwłoki, między innymi dzieci. - Myśleliśmy, że ktoś zacznie wyciągać do nas ręce, ale nikogo takiego nie zobaczyliśmy - przyznał pilot helikoptera Straży Przybrzeżnej. Jeden z uratowanych mężczyzn powiedział, że zginęła jego półtoraroczna córka. Do tragedii doszło około godziny 4 nad ranem w środę na wodach terytorialnych Malty i to właśnie władze morskie tego kraju zawiadomiły włoski kapitanat o sygnale SOS nadanym przez telefon satelitarny z dużej barki z imigrantami, która wpadła w nawałnicę. Marynarka wojenna Malty informując o tym stronę włoską podkreśliła, że nie jest w stanie pomóc łodzi. Włoska Straż Przybrzeżna wysłała natychmiast we wskazany rejon kilka swoich jednostek. Tuż przed rozpoczęciem akcji ratunkowej, znacznie utrudnionej przez bardzo złe warunki, łódź z imigrantami wywróciła się i wszyscy wpadli do morza. Szacuje się, że od początku roku w rejonie Lampedusy i Sycylii zginęło około 750 imigrantów, którzy wyruszyli w skrajnie niebezpieczną podróż łodziami na włoskie wybrzeża, płacąc za to często przemytnikom ludzi nawet do 2000 euro.