- Widzę tylko możliwość wyborów - oświadczył Berlusconi. To, że koalicja, z której odeszła grupa polityków partii premiera Lud Wolności, straciła większość, pokazało wtorkowe głosowanie w Izbie Deputowanych nad sprawozdaniem z wykonania budżetu w 2010 roku. Izba niższa uchwaliła je tylko dlatego, że w tym kluczowym głosowaniu nie wzięła udziału cała opozycja; łącznie 321 parlamentarzystów. Politycy opozycji wytłumaczyli swą decyzję o niegłosowaniu przeciwko poczuciem odpowiedzialności za państwo. Za uchwaleniem dokumentu było 308 deputowanych koalicji, jeden wstrzymał się od głosu, nikt nie był przeciw. Jednak liczba głosów koalicji potwierdziła, że nie ma ona już większości w liczącej 630 parlamentarzystów Izbie. Było to już drugie głosowanie w tej sprawie. W poprzednim, 10 października rząd poniósł porażkę i od tego dnia zaczęto mówić o kryzysie centroprawicowej koalicji rządowej. Po wtorkowym głosowaniu, które definitywnie potwierdziło utratę większości, Berlusconi udał się na rozmowę z prezydentem Napolitano. W wydanym przez Pałac Prezydencki komunikacie podkreślono, że Berlusconi zapewnił Napolitano, że jest świadom konsekwencji tego głosowania. "Jednocześnie wyraził żywą troskę dotyczącą pilnej potrzeby udzielenia na czas odpowiedzi oczekiwanych przez europejskich partnerów wraz z uchwaleniem ustawy o stabilizacji finansów, stosownie uzupełnionej o poprawki w świetle ostatnich obserwacji i propozycji ze strony Komisji Europejskiej" - wyjaśniono w nocie. "Gdy zadanie to zostanie wypełnione, prezes Rady Ministrów złoży swój mandat na ręce szefa państwa, który podejmie zwyczajowe konsultacje, przykładając najwyższą wagę do stanowiska i propozycji każdej siły politycznej, zarówno tej z większości powstałej w wyniku wyborów w 2008 roku, jak i opozycji" - głosi wydany komunikat. Termin głosowania nad ustawą stabilizacyjną nie został jeszcze wyznaczony. Premier Berlusconi powiedział stacji Canale 5 swej telewizji Mediaset, że to prezydent podejmie decyzje dotyczące przyszłości. - To nie moje zadanie, ale ja widzę tylko możliwość nowych wyborów. Parlament jest sparaliżowany - oznajmił szef rządu. Zapowiedź dymisji jest częściowym spełnieniem apeli centrolewicowej opozycji, która żądała, aby szef rządu natychmiast ustąpił ze stanowiska.