W dzień wyborów Wielka Brytania przypomina ciemną stronę księżyca. Zgodnie z prawem obowiązującym na wyspach media nie mogą relacjonować niczego, co mogłoby mieć jakikolwiek wpływ na wynik głosowania. Radio i telewizja podają jedynie takie szczegóły jak frekwencja w lokalach wyborczych i pogoda. Przywódcy trzech największych partii politycznych, w tym także premier Tony Blair, przebywają dziś we własnych okręgach wyborczych. Tam wrzucą do urn karty z zaznaczonym krzyżykiem. Kampania przedwyborcza przebiegała rutynowo, stałymi punktami były oświata, służba zdrowia oraz europejska przyszłość Wielkiej Brytanii. 4 lata temu do urn wyborczych pofatygowało się 70 proc. uprawnionych do głosowania Brytyjczyków. W tym roku może być znacznie gorzej. Zazwyczaj powodem słabej frekwencji jest przekonanie, że faworyt "przybiegnie do mety" niezagrożony. Jeśli wierzyć badaniom przedwyborczym "koń" laburzystów ponownie zostawi daleko w tyle pozostałe "rumaki". Posłuchaj relacji korespondenta Radia RMF FM Bogdana Frymorgena: