Poprzednie zawieszenie parlamentu, które pierwotnie miało potrwać pięć tygodni, zostało uznane przez Sąd Najwyższy za niezgodne z prawem i nieobowiązujące. Sędziowie zgodzili się z argumentami skarżących, że premier Boris Johnson chciał w ten sposób uniemożliwić parlamentowi zablokowanie wyjścia kraju z Unii Europejskiej bez porozumienia. Rząd wyjaśnia, że musi zakończyć obecną sesję - wyjątkowo długą - tak, aby Elżbieta II mogła w przemówieniu otwierającym kolejną sesję przedstawić nowe plany legislacyjne rządu. Według rządu zawieszenie parlamentu - na które formalnie zgodę musi wyrazić królowa - będzie na "najkrótszy możliwy czas", jaki jest potrzebny, by od strony logistycznej oraz bezpieczeństwa, przygotować przemówienie monarchini. Te plany legislacyjne rządu mają dotyczyć m.in. systemu opieki zdrowotnej, szkolnictwa, walki z przestępczością, inwestycji w infrastrukturę oraz spraw gospodarczych. Jednak biorąc pod uwagę, że gabinet Borisa Johnsona nie ma obecnie większości w Izbie Gmin, jest mało prawdopodobne, żeby posłowie poparli ten program. Samo zawieszenie parlamentu w celu rozpoczęcia nowej sesji jest normalną procedurą. Partie opozycyjne już jednak sugerują, że wybierając takie daty zawieszenia Johnson chce po raz kolejny uniknąć odbywającej się co środę sesji pytań do premiera. Od czasu gdy Johnson pod koniec lipca objął urząd szefa rządu, uczestniczył w niej tylko raz - 4 września. Przyczyną tego były najpierw parlamentarne wakacje, później unieważnione przez sąd zawieszenie parlamentu, z kolei w tę środę termin zbiegł się z wystąpieniem premiera na konferencji programowej Partii Konserwatywnej. Johnsona zastąpił minister spraw zagranicznych Dominic Raab. Z Londynu Bartłomiej Niedziński