Ariel Żurawski w rozmowie ze stacją TVN24 zaznaczył, że jego pracownik miał duże doświadczenie i darzył go zaufaniem. - Ręczę za niego. To mój kuzyn - argumentował na antenie TVN24. Jednocześnie zaznaczył, że wiedzę na temat tego, co dzieje się z ciężarówką, miał do godz. 15. Z kolei żona kierowcy tira nie mogła się z nim skontaktować około godziny 16. - Ja z nim rozmawiałem około południa - sprecyzował. - Powiedział mi tylko, że stoi naprzeciwko naszego kontrahenta. Na tym rozmowa się skończyła - dodał. "Mieli fajne auto, którym można zrobić, co zrobili" Zdaniem Żurawskiego, najbardziej prawdopodobna jest wersja wskazująca na to, że jego pracownikowi ktoś zrobił krzywdę. "Mój scenariusz, jaki ja widzę na tę chwilę, jest taki, że jemu po prostu coś tam zrobili. Porwali ten samochód, bo był praktycznie w centrum Berlina i mieli fajne auto, którym można zrobić, co zrobili - uzasadnił. Nad ranem niemiecka policja potwierdziła ostatecznie, że martwy mężczyzna znaleziony w szoferce ciężarówki, która wjechała w tłum ludzi w Berlinie, to jednak Polak. Najprawdopodobniej był to zamach. Według ostatniego bilansu zginęło co najmniej 12 osób, a 48 zostało rannych. Policja aresztowała mężczyznę podejrzanego o kierowanie pojazdem. Według agencji dpa to Pakistańczyk lub Afgańczyk, który w lutym został zarejestrowany w Niemczech jako uchodźca.