- Mamy najlepszych lekarzy na świecie i najlepszą infrastrukturę zdrowotną na świecie. Prezydent USA ma pełne zaufanie, że da się opanować tego wirusa - powiedziała doradczyni Białego Domu ds. bezpieczeństwa narodowego i walki z terroryzmem Lisa Monaco.Oprócz niej podczas konferencji prasowej w Białym Domu wystąpiło aż czterech innych wysokich przedstawicieli administracji, by zapewniać Amerykanów, że USA nie grozi epidemia, bo amerykański system opieki zdrowia to "przeciwieństwo" tego, jaki istnieje w krajach Afryki Zachodniej. Władze USA zapewniają, że od miesięcy przygotowywały się na pojawienie się w Stanach Zjednoczonych przypadku zarażenia ebolą i są w stanie stawić czoło wirusowi. Monaco zwróciła uwagę, że od marca, czyli od kiedy epidemia wirusa wybuchła w Afryce Zachodniej, w USA zdiagnozowano tylko "jeden wyizolowany przypadek" zarażenia tą chorobą, mimo że z krajów dotkniętych epidemią przyleciały od tego czasu do USA tysiące osób. Chodzi o mężczyznę, u którego zdiagnozowano chorobę kilka dni po przylocie 20 września z Liberii do Dallas. Obecnie przebywa on w izolatce w szpitalu Texas Health Presbyterian w Dallas. Władze zapewniły, że pacjent nie był chory podczas lotu, a przed wejściem na pokład samolotu do USA został poddany kontroli i nie stwierdzono u niego gorączki. Monaco przyznała, że zapewne pojawią się kolejne przypadki zachorowań, "ale mamy służbę zdrowia gotową się nimi zająć". Niemniej przypadek z Dallas pokazuje, że tamtejszy szpital nie wykazał się należytą czujnością. Gdy chory zgłosił się do lekarza z gorączką i bólem brzucha, to mimo faktu, że poinformował pielęgniarkę, iż przyleciał niedawno z Liberii, odesłano go z receptą do domu. Dopiero gdy dwa dni później wrócił do szpitala karetką, został wysłany do izolatki. Wyszło też na jaw, że przed wylotem do USA błędnie poinformował na lotnisku, że nie miał kontaktu z zakażonymi wirusem ebola. Monaco powiedziała, że nie planowane jest wprowadzenie zakazu lotów z Afryki Zachodniej do USA, natomiast dalej będą przeprowadzane kontrole pasażerów, by upewnić się, że osoby chore lub potencjalnie zarażone nie wsiadają na pokład. Dodała, że kilkudziesięciu osobom po takich kontrolach odmówiono zgody na lot. Władze USA podkreślają, że najlepszym sposobem, by opanować ebolę jest zaatakowanie jej u źródła, czyli w Afryce. Wojsko USA zaczęło już przeprowadzać testy na ebolę w dwóch nowych laboratoriach w Liberii. Ponadto żołnierze rozpoczęli budowę dwóch centrów dla ofiar wirusa w tym kraju. Rzecznik Pentagonu zapowiedział w piątek, że do afrykańskich państw dotkniętych epidemią może zostać wysłanych nawet 4 tys. żołnierzy USA, by zapewnić wsparcie logistyczne, inżynieryjne i medyczne. Obawy Amerykanów w związku z ebolą rosną, gdyż w piątek do stołecznego szpitala przy Uniwersytecie Howarda przyjęto pacjenta z symptomami podobnymi do eboli. Jak poinformowała rzeczniczka tego uniwersytetu, pacjent niedawno podróżował do Nigerii, gdzie panuje epidemia tego wirusa. Na razie nie ma jednak pewności, że jest chory na ebolę. W czwartek telewizja NBC News podała z kolei, że pracujący dla niej w Liberii 33-letni amerykański kamerzysta zaraził się w tym kraju ebolą i wkrótce zostanie przewieziony na leczenie do USA. Do kraju wrócą też pozostali członkowie ekipy telewizyjnej i zostaną poddani trzytygodniowej kwarantannie. To czwarty obywatel USA, który zaraził się wirusem eboli w Liberii. Piąty Amerykanin został zainfekowany w Sierra Leone. By uspokoić amerykańską opinię publiczną dyrektor ds. chorób zakaźnych w Narodowym Instytucie Zdrowia (NIH), doktor Anthony Fauci, zapewniał w piątek, że ebolą znacznie trudniej jest się zarazić niż np. grypą. Konieczny jest bezpośredni kontakt z chorym lub przedmiotem, którego używał; wirus eboli nie przenosi się w powietrzu. Ponadto dopóki nie pojawią się symptomy choroby, chorzy nie zarażają innych. Na ebolę, którą zaraziły się od początku wybuchu epidemii 6 263 osoby, zmarło - według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) z 21 września - 2 917 osób w pięciu krajach Afryki Zachodniej - Gwinei, Liberii, Sierra Leone, Nigerii i Senegalu.