Cytowany w komunikacie wystosowanym przez władze Hongkongu rzecznik prasowy określił sankcje, które objęły między innymi szefową tamtejszej administracji Carrie Lam, kilku jej ministrów i szefa hongkońskiej policji, jako "bezwstydne i godne pożałowania". Biuro łącznikowe centralnego rządu ludowego Chin w Hongkongu, którego szef Luo Huining również znalazł się na liście osób objętych sankcjami, oceniło działania Waszyngtonu jako "naprawdę niedorzeczną błazenadę", ujawniającą "poparcie amerykańskich polityków dla antychińskiego chaosu w Hongkongu". Tymczasem w Pekinie rozpoczęły się w sobotę obrady organu kierowniczego chińskiego parlamentu. Oczekuje się, że podejmie on decyzje dotyczące sprawowania władzy ustawodawczej w Hongkongu przez najbliższy rok, jako że planowane na wrzesień wybory parlamentarne w tym regionie zostały przełożone. Władze uzasadniają swoje decyzje pandemią Administracja Hongkongu uzasadniła bezprecedensową decyzję o przełożeniu wyborów pandemią COVID-19. Opozycja sądzi jednak, że władze obawiają się zwycięstwa obozu demokratycznego. Waszyngton nałożył w piątek sankcje na 11 urzędników, by ukarać ich za wprowadzenie w Hongkongu kontrowersyjnych przepisów bezpieczeństwa państwowego. Według Stanów Zjednoczonych było to działanie "mające bezpośrednio na celu ograniczenie wolności słowa i zgromadzeń oraz procesów demokratycznych" w Hongkongu, a w efekcie osłabienie autonomii regionu. Sankcje polegają na zamrożeniu wszelkich aktywów tych osób w USA i de facto zabronieniu Amerykanom prowadzenia z nimi interesów. Pod koniec czerwca Pekin, przy współpracy administracji Hongkongu, ale z pominięciem jego legislatywy, narzucił regionowi przepisy przewidujące nawet dożywocie za nieprecyzyjnie zdefiniowane przestępstwa, które chińskie władze uznają za działalność wywrotową, separatystyczną, terrorystyczną lub zmowę z zagranicznymi siłami. Nowe prawo dopuszcza również możliwość sądzenia podejrzanych w Chinach kontynentalnych.