Władze starają się odwrócić uwagę Chińczyków od natury protestów w Egipcie i kładą nacisk na sprawność, z jaką ewakuowano stamtąd chińskich obywateli - komentuje magazyn "Asia Times" na stronach internetowych. Pekin obawia się, że nawoływanie do społecznych protestów i reform politycznych może "zainfekować" chiński internet. Rosnąca przepaść między bogatymi a ubogimi Chińczykami, wzrost cen żywności i inflacja, która ma dramatycznie rosnąć w 2011 roku mogą stać się przyczyną ludowej rewolty w Państwie Środka i właśnie temu władze starają się zapobiec blokując i deformując widomości o demonstracjach na Bliskim Wchodzie - wyjaśnia "Asia Times". Według autora artykułu, Willy'ego Wo-Lap Lam władze w Pekinie uważają społeczne protesty w krajach arabskich za inspirowane przez Zachód i najprawdopodobniej siły bezpieczeństwa w Chinach zaczną wkrótce wywierać jeszcze większą presję na dysydentów, organizacje pozarządowe i inne środowiska, które mają kontakt z instytucjami i organizacjami w Europie i Ameryce. Władze blokują niemal od początku zamieszek hasło "Egipt" na blogach popularnych chińskich portali internetowych, jak Sina.com i Sohu.com; wyszukiwarki podają informację, że brak rezultatów wyszukiwania lub wyniki nie mogą być wyświetlone ze względu na przepisy. Popularny tabloid, publikowany w Chinach przez partię komunistyczną, "The Global Times", napisał niedawno, że demokracja nie jest kompatybilna z warunkami istniejącymi w Tunezji i Egipcie i że "kolorowe rewolucje" nie są w stanie doprowadzić do prawdziwej demokracji, która "jest wciąż odległa w Tunezji i Egipcie". "Sukces demokracji ma swoje solidne fundamenty w gospodarce, edukacji i kwestiach socjalnych" - pisze "The Global Times", dodając, że jeśli chodzi o systemy polityczne, to model zachodni jest "zaledwie jedną z wielu możliwych opcji". Pekin nie zamierza podejmować żadnego ryzyka i nie chce pozwolić, by informacje o "kolorowych rewolucjach" wpłynęły na nastroje w Chinach, zwłaszcza przed przyszłorocznym XVIII Zjazdem Partii, na którym zapadną decyzje o przekazaniu władzy następnej generacji przywódców - podkreśla "Asia Times".