Jednomyślna decyzja dziewięcioosobowego składu Sądu Najwyższego otwiera 6 tys. czarnoskórych kandydatów drogę do ubiegania się o odszkodowanie za dyskryminację rasową. Reprezentujący ich prawnicy szacują, że suma, jaką może z tego tytułu zapłacić miasto Chicago, może przekroczyć 100 mln dol. (330 mln zł). Sprawa dotyczyła egzaminu pisemnego podczas rekrutacji do straży pożarnej w Chicago w 1995 r. Stanęło do niego 26 tys. kandydatów. Z uwagi na to, że do obsadzenia było tylko kilkaset wakatów, władze miejskie podjęły decyzję, że zatrudnienie będą mogły otrzymać tylko osoby, które na egzaminie zdobyły co najmniej 89 pkt. W grupie, która odpadła, większość stanowili przedstawiciele mniejszości rasowych. Czarnoskórzy kandydaci na strażaków pozwali miasto Chicago do sądu. W 2005 r. sędzia federalny orzekł, że władze miejskie nie miały prawa ustalać limitu punktowego, na podstawie którego robiono nabór. Eksperci wskazywali wówczas, że kandydaci, którzy otrzymali na teście 70 czy 80 pkt., także kwalifikowali się do pracy w straży pożarnej. Władze Chicago odwołały się jednak od tego wyroku. Federalny sąd apelacyjny orzekł na ich korzyść ze względów proceduralnych, uzasadniając wyrok tym, że rekruci zbyt długo zwlekali ze złożeniem pozwu. W poniedziałek Sąd Najwyższy USA uchylił ten wyrok orzekając, że egzamin miał "zróżnicowany skutek" dla kandydatów odmiennych ras. Tymczasem od 1991 r. obowiązuje federalne prawo, które zabrania pracodawcom stosowania praktyk, które mogłyby prowadzić do zamierzonej dyskryminacji rasowej. Niespełna rok temu Sąd Najwyższy orzekł na korzyść białych strażaków z New Haven w stanie Connecticut, przyznając, że byli ofiarami "odwrotnej" dyskryminacji rasowej. Strażacy domagali się zadośćuczynienia po tym, gdy odmówiono im awansów, choć na teście kilka lat temu uzyskali dobre wyniki. Test unieważniono, kiedy okazało się, że słabe wyniki, uniemożliwiające awans, uzyskało wielu czarnych i latynoskich strażaków.